ŁALFABET – z 50-tką na karku
Dawno, dawno temu między brzydkimi blokami poznańskiego osiedla Grunwald, między ulicami Świt, Brzask i Sierakowską, była ogromna zaniedbana łąka porośnięta chwastami, W jej narożnikach mieściły się dwie typowe szkoły „osiedlówki”. W wrześniowy, słoneczny poranek 1975 roku, na placu pojawiły się dwie osoby: ona: 26-letnia pani mgr socjologii niosła plecak z książkami, on: 31-letni mgr pedagogiki targał makusyński* bęben i gitarę. Oprócz tego nieśli z sobą radość, entuzjazm i wielką chęć zmienienia świata na lepszy. Mieli za sobą bardzo trudny rok „walki z wiatrakami” w jednej ze wspomnianych szkół, która z polecenia profesora – eksperymentatora miała być nowoczesną szkołą – laboratorium. Okazało się, że została zbudowana z tak twardego „betonu”, że „Donkiszoci” musieli przegrać.
Szli więc na przełaj, na szagę do drugiego narożnika, gdzie mieściła się Szkoła Podstawowa nr 76. Szli z nadzieją, że tam zostaną przyjęci życzliwie, że będą mogli organizować dzieciaki do wielkiej przygody.
Nie przypuszczali wówczas, że przygoda ta będzie trwała tak długo, bo już 48 lat. Tymi osobami byli: Basia Śreniowska(+) i Jurek Hamerski, oboje z Instytutu Pedagogiki Poznańskiego Uniwersytetu, współpracownicy słynnego wówczas profesora Heliodora Muszyńskiego, ojca chrzestnego Łejerów.
* MAKUSYNY ( synowie Makuszyńskiego) – legendarny zielonogórski szczep harcerski założony przez Zbigniewa Czarnucha.
Co to są te ŁEJERY? Podejdźmy do sprawy naukowo. Oto wypowiedź na temat tego tajemniczego słowa językoznawcy, profesora Tadeusza Zgółki: „Jest takie poznańskie zawołanie, wyrażające pozytywne raczej zaskoczenie, radość z czegoś, czego mogło nie być, co zdarzyło się mimo zagrożeń, to jest to słynne „łejery!”, które posłużyło za nazwę zespołu, szkoły, grupy, która tak właśnie się nazwała i taka właśnie jest”.
Wanda Chotomska poetycko definiuje co to są Łejery, a maestro Mariusz Matuszewski uskrzydla je muzycznie.
ŁEJERY
Łejer to jest taki człek,
co nie zważa na swój wiek –
wszystko jedno
czy przedszkolak, czy emeryt.
My z fantazją za pan brat
wędrujemy przez ten świat
i gwiżdżemy na przeszkody i bariery.
Ref: Łejery, Łejery
przeskoczą przez wszystkie bariery – Łejery!
Na skrzydłach pofruną jak ptak
i smutkom zagrają na nosie o, tak!
Powtarzają nam od lat:
Cztery strony ma ten świat.
Ale dla nas
cztery strony to za mało.
My od dawna mamy chęć,
żeby stron tych było pięć
i w tej piątej, żeby zawsze wszystko grało,
Ref: Łejery, Łejery…
Kiedy nam podsuną test:
Co w tym życiu ważne jest?
To skreślamy spokój święty
aż do renty.
Święty spokój to nie my,
nie prześpimy naszych dni,
pokonamy te bariery i zakręty.
Ref: Łejery, Łejery…
MAKSUYNY czyli synowie Kornela Makuszyńskiego – to niezwykły szczep harcerski działający w latach 50 do 70 ubiegłego wieku. W Zielonej Górze. Stworzył go charyzmatyczny pedagog i artysta harcMISTRZ Zbigniew Czarnuch.
Wśród wielu przygód Makusynów była odbudowa renesansowego zamczyska Siedliska nieopodal Nowej Soli, położonego malowniczo nad Odrą.
Zapytacie jaki związek mają Makusyny z Łejerami? Mają, i to duży.
Ja w Siedlisku bywałem, tam pracowałem, tam się bawiłem i wzruszałem, tam uczyłem się wychowawczego i artystycznego fachu u harMISTRZA Zbigniewa Czarnucha, by kilka lat później wykorzystać te doświadczenia w tworzeniu harcerskiego szczepu Otwartych, z którego wywodzą się Łejery. Z doświadczeń Makusynów czerpałem pełnymi garściami, budując zespół wychowawczy i artystyczny. Jego tradycje, obrzędy, symbole, spektakle, pieśni itp. Pierwszą bardzo ważną pieśnią, która zagrzewała nad do mądrych i radosnych dziełań była „Pełna mądrych polska ziemia” (patrz: Otwarci). Spektaklami, które inspirowały mnie do wypracowywania łejerskiej metody teatru gromadnego były makusyńskie: „Romeo i żulia („Złota Jodła” na festiwalu dzieci i młodzieży w Kielcach w 1978 roku i „Opera o Kolumbie” („Złota Maska” na Ogólnopolskim Forum Teatrów Szkolnych w Poznaniu w 1988 roku)
MAŁA KONSTYTUCJA REPUBLIKI ŁEJERSKIEJ – preambuła
W roku 1996 zakończyliśmy prace nad Małą Konstytucją Republiki Łejerskiej, wzorowaną na Konstytucji RP, w której brali czynny udział nasi uczniowie. Tworzywem do jej stworzenia były 5 letnie doświadczenia pracy Łejerskiej Szkoły. Ostateczna wersja PREAMBUŁY wyszła spod pióra pisarki Małgorzaty Musierowicz, mamy Łejerskiej.
- My Uczniowie
Chcemy, aby szkoła dobrze przygotowała naszych uczniów do życia w świecie dorosłych, by była dla nich drugim domem, bezpiecznym i przyjaznym.
Chcemy, aby dzieci uczyły się po to, by wiedzieć, umieć, by zdobywać kompetencje do pracy wykonywanej z radością.
Chcemy tak wychować naszych uczniów, by byli wrażliwi na drugiego człowieka, na sztukę i przyrodę, by znali i lubili siebie, radzili sobie ze sobą i ze światem, by dążyli do własnego rozwoju, byli mądrzy, samodzielni i odważni.
Chcemy, by w szkole uczniowie nauczyli się cenić wiedzę i poznali sposoby jej zdobywania. Chcemy, by umieli się uczyć.
Szkoła ma pomóc w wychowaniu mądrych i dobrych ludzi – optymistycznych, śmiałych, tolerancyjnych i pełnych twórczej energii oraz dobrej woli, słowem – ludzi wolnych.
- My Nauczyciele
Chcemy tworzyć szkołę bezpieczną dla nauczycieli, w której uczniowie nie boją się ich, a oni – nie boją się uczniów i rodziców; szkołę mądrą, która stwarza możliwości rozwoju także dla nauczycieli.
Chcemy, by było to miejsce dla mądrych, twórczych nauczycieli, szkolnych entuzjastów, w pełni zaangażowanych w ideę szkoły; nauczycieli uczących się, biorących odpowiedzialność za swój ciągły rozwój, wnoszących nowe rozwiązania dydaktycf zne, wychowawcze i artystyczne.
- My Rodzice
Chcemy, żeby szkoła była miejscem szeroko otwartym dla twórczych rodziców, którzy identyfikują się ze szkołą, z teatrem, mają potrzebę działania na rzecz dzieci i nauczycieli, ale przyjmujących koncepcję szkoły wypracowaną przez jej autorów, z możliwością twórczego włączania się w nowe rozwiązania.
W sferze oddziaływań wychowawczych stawiamy na ścisłą współpracę z rodzicami, której zawsze przyświeca jeden nadrzędny i niezmienny cel: dobro uczniów.
Jesienią 1995 na planie telewizyjnych „Śpiewanek rodzinnych”, pojawiła się Anna Keppler, Polka ze Śląska, zamieszkała od lat w Niemczech, w słynnym Weimarze. Zachwyciła się Łejerami. Wkrótce Teatr Szkolny Łejery został zaproszony do Weimaru z widowiskiem „Dzieci też mają głos” w języku niemieckim. W maju 1996 do Łejerów przybywa prof. Wiesław Karolak z Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Pod wielką wierzbą na placu przed Miejskim Domem Kultury nr 2 ustawiamy łejerski tron, na którym profesor Karolek, w asyście dyrektora Centrum Sztuki Jerzego Moszkowicza, sadza wielkiego MISIA, w białej koszulce i czerwonych spodenkach. Takich MISIÓW jest w Europie szesnaście. W Polsce tylko jeden, w Łejerach. O przywędrowaniu MISIA do Poznania zadecydowało „KINDER BIURO” w Weimarze, na wniosek Profesora, który uznał, że najlepszym miejscem dla niego są Łejery.
Trochę nam smutno, gdy łejerczyki, dorastając, chcą porzucić „Naszego konika” jak zabawkę, mówiąc: „…a, to taka dziecinna piosenka….“
Są trzy powody, dla których z naszym konikiem nie powinniśmy się rozstawać.
Pierwszy – historyczny, sięgający roku 1983. Wtedy bowiem Wanda Chotomska napisała tekst, który wyfrunął z jej stajni pegazów, uskrzydlony muzycznie przez Teresę Niewiarowską. Mieliśmy go już w uchu i myślach. Dzięki Zbigniewowi Pilarczykowi ujrzeliśmy go wreszcie oczyma. Przygalopował piękny, rozbrykany, wesoły, zielony, białoskrzydły…z fantazją Od 40 lat jest szyldem i bardzo ważną piosenką programową Łejerów.
Powód drugi – jego sława. Zaraz po narodzinach zasłynął w całej Polsce dzięki łejerskim występom w TVP1 w programie „Magazyn Harcerzy „Krąg” i gazecie „Świat Młodych”, która ogłosiła go patronem wielu artystycznych gromad. Od wielu lat zachwycają się nim liczne rzesze nauczycieli i studentów z całej Polski, z którymi, wspólnie z Elą – prowadziliśmy zajęcia.
Powód trzeci – jego uniwersalizm wiekowy. Wanda Chotomska pisała „Naszego konika” w czasie szczególnym, w okresie stanu wojennego w Polsce. Gdy się wczytać z uwagą w treść piosenki, to z pewnością wyłapiecie wiele aluzji, które odnosiły się do zniewolonej ojczyzny. Tak więc jest to piosenka dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Przekonaliśmy się o tym na I Zjeździe Absolwentów naszej szkoły. „Nasz konik” zabrzmiał donośnie, dumnie i radośnie.
Są w Poznaniu dwa pegazy: ten najsławniejszy na dachu Teatru Wielkiego i ten nasz na dachu „Holenderki”.
Jak się śpiewa tę piosenkę? Tak… i tak!
Filmem z I Zjazdu Absolwentów w maju 2023 podzieliła się Iga Wrzeszcz. Dziękujemy!
W 1975 roku powstaje harcerski szczep ćwiczeniowy dla studentów pedagogiki UAM pod kierunkiem prof. Heliodora Muszyńskiego. Pomysłem programowo-wychowawczym była idea otwartości zawarta w „czterech kluczach do jednego człowieka” (otwieranie oczu, serca, rąk, głowy). Ze szczepu wyłoniły się trzy drużyny:
- ŁEJERY – harcerska drużyna artystyczna,
- WŚCIBUSY POZYTYWNE (Bo Wścibusy Pozytywne nos wścibiają w sprawy dziwne) – drużyna o zainteresowaniach dziennikarsko-literackich
- oraz ZŁOTE RĄCZKI – drużyna o zainteresowaniach teatralno-technicznych.
Pieśń PEŁNA MĄDRYCH POLSKA ZIEMIA Jerzego Litwiniuka napisana specjalnie dla „Makusynów”, byla pierwszą bardzo ważną pieśnią „Otwartych” i Łejerów
PEŁNA MĄDRYCH POLSKA ZIEMIA
Pełna mądrych polska ziemia,
co nam żyć nie dają w błędzie.
Mówcie nam gdzie mądrych nie ma
i nie było i nie będzie.
Ref: Tam gdzie wiatr tam gdzie deszcz,
tam gdzie pusty plac dopiero.
Tam gdzie diabeł mówi cześć!
Nie ma mądrych, cześć frajerom
co się nie zrazili niczym.
Nie słuchali mądrych rad,
cześć upartym budowniczym
zmieniających świat.
Czasem w megafonach sława,
ale częściej dzwoni cisza.
Więcej znaczy niźli brawa,
uścisk dłoni towarzysza.
Ref: Tam gdzie wiatr, tam gdzie deszcz…
Mądry człowiek gani stare,
mądry człowiek chwali nowe,
Zawszwe z pieśnią i sztandarem
gotów wkroczyć na gotowe.
Ref: Tam gdzie wiatr, tam gdzie deszcz…
KOLĘDA DOMOWA czyli Łejerskie Pastorałki
„…Ta kolęda od opłatka się zaczyna,
bo opłatkiem zawsze dzieli się rodzina.
Od opłatka i od życzeń naszej mamy,
od tych słów nad opłatkiem wyszeptanych…”
Wanda Chotomska
„Kolędy domowe” zadomowiły się u nas od dawna i zrobiły furorę. Jesienią 1986 dotarła do mnie paczka-prezent od Wandy Chotomskiej i Teresy Niewiarowskiej z Warszawy. Paczka pełna poezji i muzyki. pachnąca choinką, grzybami, rybami, kluskami z makiem i innymi świątecznymi smakołykami. Zimą 1988 roku, na deskach Teatru Nowego w Poznaniu odbywa się premiera „Kolędy domowej” w wykonaniu „Starych Łejerów”. Słynną kwestię: „Matko Boża! Chcą mi w niebie zrobić pożar…” wygłasza z drabiny 6-letni wówczas Jędrek H. Na początku 1989 roku odbywa się w Poznaniu Ogólnopolskie Forum Teatrów Szkolnych. Startujemy z naszymi kolędami zdobywając najwyższe trofeum: „Złotą Maskę”
Na Boże Narodzenie 1990 roku „Kolęda domowa” pojawia się w telewizorach całej Polski w znakomitej aranżacji Mariusza Matuszewskiego. W 1991 roku „Kolędy” odbywają pierwszą podróż zagraniczną do Holandii. W 1993 roku pojawia się na telewizyjnych ekranach w całej Polsce druga realizacja pt: „Kolęda przyszła pod dach”. W 1994 roku odbywamy tourne’e do Francji. Kolędujemy w okolicach Lille i w Paryżu. W 1995 roku po bejmy (buduje się szkoła) wyjeżdżamy do Weimaru, Mierlo i Hannoveru, a potem każdego roku na Gwiazdkę kolędujemy u nas.
Na przełomie lat 70 i 80 mieszkałem w pięknym secesyjnym domu u zbiegu ulic Roosevelta i Krasińskiego, w Poznaniu oczywiście. Któregoś razu znalazłem na śmietniku starą, zabytkową skrzynię, którą przytargałem do Łejerów. Latem, 1983 roku wyruszyliśmy na niezwykłą wyprawę do słynnego Arteku położonego nad Morzem Czarnym, na terytorium byłego Związku Radzieckiego. Mieliśmy zaszczyt reprezentować polskie dzieci pośród ponad 70 krajów świata. Zabraliśmy ze sobą SKRZYNIĘ, a w niej kostiumy i rekwizyty do widowiska „Romeo i żulia”.
Gdy przygotowywaliśmy krymską premierę spektaklu okazało się, że w całym Arteku nie ma ani jednej drewnianej drabiny. Jak grać łejerskie przedstawienie bez drabin!? Ale poradziliśmy sobie… Skrzynia do dziś stoi w Dużej Łejerni, a w niej kostiumy i rekwizyty.
W dużej Łejerni stoi przez cały rok duża, zabytkowa szafa. Raz w roku szafa wędruje do teatru, jako główny element scenograficzny „Pastorałek”, kultowego
widowiska Łejerów. Szafa przywędrowała do nas z poznańskiej TVP, w której nagrywaliśmy w 1990 roku, dla programu TVP2 „Kolędę domową”. Raz w roku
grudniową porą szafa wędruje na scenę i staje się stajenką betlejemską, by tradycji łejerskiej stało się zadość, a kolejna klasa trzecia zaprezentowała swoją wersję
„Pastorałek”. (JH)
Szczudła – to zaczarowane dwa kije z podpórką, które w Łejerach od dziesięcioleci się nie starzeją. Wędrowaliśmy z nimi na wszystkie obozy, również te zagraniczne. W 1980 roku byliśmy na Węgrzech, oczywiście z tymi kijami. W Budapeszcie, nad Dunajem zatańczyliśmy czardasza, ku zadziwieniu Węgrów, którzy orzekli, że jeszcze nikt w dziejach Węgier nie zatańczył czardasza na szczudłach.
Lato 1983 roku spędziliśmy na obozie w słynnym Arteku na Krymie. Byliśmy wśród 70 państw świata. Reprezentowaliśmy polskie harcerstwo. Oczywiście, szczudła były z nami, ale niestety nie było nam dane na nich chodzić, bo dzieci z wielu krajów świata, (pamiętam Włochów, Wietnamczyków, Greków, Brazylijczyków….) zachwyciły się naszymi kijami. Otworzyliśmy „Polską Wypożyczalnię Szczudeł” na 24 godziny dla państwa i staliśmy się instruktorami chodzenia na nich według zasady: „Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”.
Tak więc, zgodnie z tradycją, szczudła musiały przyjechać do Rogalinka. Każdego dnia, w chwilach wolnych od zajęć, Łejerczyki chwytały za te dwa kije i zaczynały trudną naukę chodzenia na nich. Na początku wywrotek było co niemiara, ale już drugiego dnia przybiegały do mnie zasapane dzieci, by z radością obwieścić: druhu zrobiłem dwa kroki! a ja zrobiłam cztery! Postępy były imponujące. Pod koniec obozu odbył się wielki finał Szczudlarzy.
SZKOŁA Z DUSZĄ z „Piosenką” w roli głównej
We wrześniu 1990 roku, niesieni falą wielkich przemian w naszym kraju, postanowiliśmy z Elą założyć szkołę naszych marzeń, taką, jakiej nam w dzieciństwie zabrakło. Tak powstała teatralna zerówka, czyli zalążek Szkoły Podstawowej „U Łejerów”, zwanej przez nas „SPUŁĄ”, dzieci, nauczycieli i rodziców. Od początku odgrywała jedną z głównych ról w życiu szkółki. Jej hymnem został „Nasz konik”, którego otrzymaliśmy w spadku po „Starych Łejerach”, jak zwykliśmy nazywać naszych „przodków” z harcerskiego i pozaszkolnego „Teatru Łejery”. Ale od samych narodzin szkoły powstawały też własne piosenki, głównie dzięki pracy nadwornych artystów – poetki Wandy Chotomskiej i kompozytora Mariusza Matuszewskiego. Gdy pisaliśmy z Elą zręby koncepcji szkoły, za jedną z ważniejszych form przekazywania treści programowych dzieciom, nauczycielom i rodzicom uznaliśmy piosenki, które wyrażały idee łejerskiej pedagogiki.
Nasze pomysły wychowawcze ubierała w poezję Wanda Chotomska, autorka takich poetyckich haseł: „Nie trzeba nam wędzidła, fantazjo rozwiń skrzydła!”; „Wyłącz telewizor – włącz się sam!”, „Łejery, Łejery, przeskoczą przez wszystkie bariery! Na skrzydłach pofruną jak ptak i smutkom zagrają na nosie – o tak!” „Don Kichot miał pecha, pobity odjechał, bo przegrał swą grę – Don Kichot z La Manczy nie wiedział, z czym walczyć, a Łejer od dziecka to wie. Cha, Cha, Che, Che, z wiatrakiem nie walczy – o nie!”. W rodzinny nastrój od lat wprowadza nas piosenka Jarosława Lisieckiego„U Łejerów jak w rodzinie”, a do nauki motywuje nas Emilia Waśniowska w tekście zaczynającym się od słów: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Magię teatru wywołuje Joanna Kulmowa: „Teatr jest po to, żeby wszystko było inne niż dotąd i żeby iść do domu w zamyśleniu, w zachwycie i już zawsze w misce księżyc widzieć”. Gdy chcemy uciec od problemów dnia, skupić się, rozmarzyć, powędrować w głąb siebie, z pomocą znów przychodzi Wanda Chotomska, która zaprasza do nas pana Mozarta: „I tak nam dobrze, tak nam ciepło, tak nam jasno. W muzycznym niebie tyle blasku, tyle gwiazd, że nawet wtedy, kiedy świece już pogasną, ten blask zostaje w nas”. W czasie smutku do akcji wkracza Joanna Papuzińska, przedstawiając „Rozwesołka”, „który jest niewielki, oczy ma jak dwie kropelki, a czuprynę w kształcie szczotki, ale jest naprawdę słodki. I powiedzieć można z dumą, że ma zawsze dobry humor”.
W 2003 roku, z okazji 750-lecia powstania Poznania nagraliśmy płytę: „Łejery! Poznańmy się!”. Są na niej piosenki autorów: Wandy Chotomskiej, Emilii Waśniowskiej, Juliusza Kubla i Grzegorza Tomczaka z kompozycjami Mariusza Matuszewskiego („Bimba jedzie”, „Poznańskie koziołki”, „Pyry z ogniska”, „A w niedzielę po kościele”, „Gwiazdorek”, „Słowiki Poznańskie”, „Piotr i Paweł”, „Bamberka”, „Stary Marych”, „Kolejorz”, „Poznańskie Tango”).
Odrębny styl prezentują piosenki, w których zajęliśmy się problemami dzieci w świecie dorosłych. Wywodzą się one z dwóch widowisk: „Dzieci też mają głos” oraz „Masz prawo do swych praw”.
Od kilku lat naszym nadwornym pisarzem jest Marcin Przewoźniak, autor książki o Łejerach „Trzy przystanki do teatru” i słuchowiska o tym samym tytule. Jest on też twórcą kilku ważnych piosenek łejerskich: „Piosenka małego patrioty”, „Mam prawo być inny”, „Wirusowy areszt domowy”, „A co będzie”, „Szanujmy się”, czy ostatnio napisana piosenka z okazji 10-lecia „Sceny Wspólnej” pt. „Łejery! Teatr! 10 lat!”
W pierwszym roku istnienia naszej szkoły, a właściwie „teatralnej zerówki”, staraliśmy się na wszystkie sposoby łamać szkolne stereotypy. Między innymi postanowiliśmy zlikwidować chodzenie w parach. Wymyśliliśmy „niewidzialne linki”, które rozciągały się między nami i dziećmi. Spacerowaliśmy po parku, wydając polecenia: „linka ma 5 metrów”, „linka ma 2 metry” i do takiej odległości dzieci mogły się od nas oddalać. Kiedy wyruszaliśmy na wycieczki do miasta, nie byliśmy kojarzeni ze szkołą czy przedszkolem – mężczyzna i kobieta, ściśle otoczeni gromadką osiemnaściorga dzieci. Pewnego razu postanowiliśmy sprawdzić samodzielność i zaradność naszych dzieci. Wyprowadziliśmy je do parku na Cytadeli na odległość około 1 kilometra od Domu Kultury, gdzie wtedy mieściła się nasza szkoła, i postawiliśmy im zadanie samodzielnego powrotu do niej. Po pokonaniu pierwszego zakrętu powróciliśmy skradając się w krzakach i doznaliśmy szoku. Dzieci, po krótkiej naradzie, ustawiły się w pary i z raźnym śpiewem ruszyły w kierunku szkoły. Obrazek był kompletnie surrealistyczny.
Przypadkowi przechodnie przecierali oczy, myśląc, że zwariowali. A nasze dzieci z pieśnią na ustach, w szyku, którego nigdy ich nie uczyliśmy, dotarły do szkoły.
Bo najłatwiej uczy się tego, czego nie potrzeba uczyć, co rodzi się spontanicznie.
Dwa lata przed założeniem Teatralnej Zerówki Łejerów (1988) w Łejerni w MDK nr 2 pojawił się tron dla „Króla malowanego”, spektaklu granego przez „Stare Łejery”.
Przedtem był elementem scenograficznym spektaklu „Judasz z Kariothu” z tytułową rolą Janusza Michałowskiego w reżyserii Izabelli Cywińskiej. Łejery były wtedy z Teatrem Nowym za pan brat. Wiele premier w teatrze odbywało się z udziałem Łejerów, pointujących zabawnymi etiudkami treści spektaklu. Teatr Nowy, jego rekwizytornie, kostiumy, elementy scenograficzne stały przed nami otworem. Tak więc w uznaniu zasług Izabella Cywińska podarowała nam słynny tron, który w łejerskiej szkole jest najważniejszym meblem. Zasiadać na nim mogą jubilaci, solenizanci i ważne osobistości goszczące w Łejerach.
autorstwa Marcina Przewoźniaka
To historia sympatycznej „mafii”, do której należy pół Poznania. Dla kogo jest ta książka? Dla młodych czytelników, którzy chcą poznać niezwykłe dzieje
szkoły przemyconej w ośmiu tirach z zagranicy. Dla poszukiwaczy przygód, małych detektywów, a także wielbicieli zakurzonych pamiętników. Słowem, dla każdego, kto lubi dobre książki.
TRZY PRZYSTANKI DO TEATRU to: niezwykła przygoda, to: zagadki i szyfry, które możesz łamać razem z bohaterami, to: historia wyjątkowej szkoły, którą możesz w każdej chwili odwiedzić, to: dowód na to, że nie należy rezygnować z marzeń, nawet tych najbardziej zwariowanych.
Ukulelove Łejery to zespół, który powstał w 2016 roku w dość nietypowych okolicznościach.
Deszczowe lato skłoniło mnie, aby kupić ukulele i nauczyć się grać kilku piosenek. Po powrocie z wakacji podzieliłam się tymi piosenkami ze swoimi uczniami i wtedy rozpętała się w szkole prawdziwa choroba zakaźna, którą jeden z uczniów nazwał „ukulelozą”. Po dwóch miesiącach zespół liczył 20 osób, a po roku 70! Ach, i żeby było jasne, to nie ja dzieci, ale dzieci mnie namówiły do założenia zespołu.
Obecnie Ukulelove Łejery składają się z trzech grup o różnym poziomie zaawansowania i podobno jesteśmy największym dziecięcym zespołem ukulelowym w Polsce!
W maju 2017 roku Ukulelove Łejery zagrały wspólnie z PPNOU (Pierwszą Poznańską Niesymfoniczną Orkiestrą Ukulele) koncert charytatywny dla Syrii. Tak rozpoczęła się wieloletnia przyjaźń z zespołem PPNOU – organizatorami międzynarodowego festiwalu Cały Poznań Ukulele. Zespół zagrał już kilkadziesiąt koncertów. W szkole zwykle towarzyszy ważniejszym uroczystościom, spotkaniom świątecznym, noworocznym oraz obchodom Międzynarodowego Dnia Muzyki. Przy dźwiękach ukulele świętujemy często pierwszy dzień wiosny, Święto Flagi, dzień rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego. Gramy podczas festynów integrujących społeczność lokalną, a także, gdy cieszymy się z otwarcia filii Łejerów w Ulyankulu w Tanzanii.
Ważnym wydarzeniem dla zespołu było zaproszenie nas przez Centrum Sztuki Dziecka do wzięcia udziału w koncercie galowym 35 Międzynarodowego Festiwalu Filmów Młodego Widza „Ale Kino”. Przypomnieliśmy wtedy piosenkę z repertuaru Łejerów pt. „Czekamy na filmy”.
Z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości odwiedziliśmy dom kompozytora – Feliksa Nowowiejskiego i wspólnie z jego wnuczką, panią Bogną Nowowiejską, zagraliśmy i zaśpiewaliśmy „Rotę”.
Zagraliśmy również koncert piosenek The Beatles z zespołem Żuki Rock &Roll Band, a podczas festiwalu Cały Poznań Ukulele.
Wśród wielu koncertów szczególne miejsce w naszych sercach mają te, które skierowane są do osób potrzebujących, stąd nasz udział w licznych akcjach charytatywnych. Graliśmy u naszych przyjaciół w Specjalnej Szkole Społecznej „Zakątek”, a także w koncercie charytatywnym „Razem ku nadziei”, z którego dochód przeznaczony był na leczenie chłopców z chorobą nowotworową. Zagraliśmy koncert z okazji Dnia Dziecka w Ortopedyczno Rehabilitacyjnym Szpitalu Klinicznym im. W. Degi, wspieraliśmy nasza grą Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy oraz Hospicjum Palium. Wartość wychowawcza tych koncertów jest nie do przecenienia. W repertuarze zespołu, oprócz wspomnianych utworów The Beatles, są również standardy jazzowe, muzyka ludowa i rozrywkowa z różnych stron świata. Do najbardziej egzotycznych należą nasze piosenki, które wykonujemy w języku islandzkim i suahili.
Ogromnie ważne w naszej wspólnej muzycznej wędrówce jest zaangażowanie rodziców. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc w organizacji koncertów, zaproszenia, inspiracje, miłe słowa i gesty. Nie ma lepszej publiczności niż rodziny łejerskie! Cieszy nas obecność rodziców zarówno na widowni, jak i na scenie. Nie sposób pominąć również absolwentów, którzy zarażeni radością wspólnego muzykowania wracają i dołączają do naszych koncertów. Ukulele najbardziej rozpowszechniło się na Hawajach i w języku hawajskim znaczy „skacząca pchła”. Nazwa jest tu nie bez znaczenia, bo w naszym łejerskim muzycznym życiu ta pchła namieszała, no przynajmniej jak Pchła Szachrajka.
Od rozpoczęcia „ukulelozy” w Łejerach minęło już kilka lat, a mnie się wciąż wydaje nieprawdopodobne, że ten maleńki instrument rozpoczął tak wielkie muzyczne szaleństwo. Nawet pandemię łatwiej było znieść, gdy po drugiej stronie, na monitorze komputera widziałam kilkadziesiąt uśmiechniętych, malutkich główek z ukulele gotowymi do gry. Cieszę się, że dzięki Ukulelovym Łejerom mogę wciąż uczyć się czegoś nowego i przeżywać wspólnie z dziećmi wspaniałą przygodę. Usłyszałam kiedyś od jednej z mam: ”Druhno, kiedyś moja córka zasypiała z maskotką, a teraz zasypia z ukulele i w środku nocy muszę wyciągać jej spod głowy.” Pielęgnuję takie słowa jak największy skarb.
(Sylwiana Firin – Gramowska, czyli tak zwana druhna Sylwiana)
Drodzy Łejerscy
Dzieci, Rodzice, Nauczyciele,
O tym, że warto śpiewać nad Wartą, przekonaliśmy się wielokrotnie w harcerskim Załęczu Wielkim, „Nadwarciańskim Grodzie”, malowniczo położonym nad przełomem rzeki, nieopodal drewnianego młyna. Ileż to ognisk, pieśni i gawęd Łejerczyki przeżyły w tym magicznym miejscu! Piosenkę „Warto śpiewać nad Wartą” nazywam rzeczniczką-łączniczką, łączy bowiem dwa miasta: Koło i Poznań.
Piosenka powstała w 2003 roku, jako prezent Wandy Chotomskiej, Mariusza Matuszewskiego i Łejerów na 30 lecie świetnie rozśpiewanych WARTAKÓW z Koła, z którymi przyjaźnimy się od festiwalu w Kielcach w 1978 roku. Utwór w naturalny sposób znalazł się później w repertuarze Łejerów, a Mariusz Matuszewski przy wsparciu skrzypiec Kariny Jakubowskiej, fortepianu Jacka Skowrońskiego i banjo Pawła Głowackiego, nadał jej countrowy charakter. Z okazji zbliżającego się 50 lecia Łejerowania dokonujemy korekty czasowej piosenki.
Słowa: Wanda Chotomska,
muzyka: Mariusz Matuszewski
Wykonują: Łejery
Warto śpiewać nad Wartą
Warto śpiewać nad Wartą
z taką wiarą upartą,
że na lepsze nam zmieni się coś,
że te nuty i nutki,
to lekarstwo na smutki,
i że do nas uśmiechnie się ktoś.
Ref: Już tyle lat – serce na dłoni,
Już tyle lat – i jeden konik,
50 lat! – bo jak w młodości
na pegaza człowiek wsiadł,
to już nie zsiądzie,
choćby nawet miał 100 lat!
Marzenia goni i marzeń broni,
żeby ciut lepszy i ładniejszy
był ten świat.
Marzenia goni i marzeń broni
żeby ciut lepszy i ładniejszy
był ten świat.
Pegaz ciągle jest młody
i pokona przeszkody,
chociaż grzywę przyprószył mu szron.Na zakrętach nie zwalnia
i nie kusi go stajnia.
Trzymaj fason tak samo jak on.
Ref: Już tyle lat – serce na dłoni…
WYŁĄCZ TELEWIZOR! WYŁĄCZ KOMÓRKĘ! WŁĄCZ TE SZARE!
Gdy z Elą zakładaliśmy naszą szkółkę 31 lat temu o komórce nikt nie wiedział. Wtedy ludzie namiętnie oglądali telewizję, Anegdota głosiła, że po wstaniu z łóżka najpierw chwytano za pilota, a potem dopiero dokonywano innych czynności porannych.
Czesi mówili, że to „bamboszowa kultura”.
Żeby wyciągnąć dzieci sprzed telewizorów wymyśliliśmy akcję pt: „Wyłącz telewizor, włącz się sam”. Poprosiliśmy Wandę Chotowską o piosenkę familijną pod takim tytułem. Wanda Poezja Chotomska szybko przesłała nam tekst, a Mariusz Maestro Matuszewski napisał muzykę. Zaś ja z Elą napisaliśmy scenariusz i wyreżyserowaliśmy teledysk pt: „Wyłącz telewizor”, który TVP zrealizowała go m.in. w domu Państwa Kecków – Łejerskich na ulicy Gromadzkiej. I tak od 1992 roku, na każdym obozie łejerskim, zawieszamy na telewizorze kartkę „ Wyłącz telewizor, Włącz się sam”. Najpierw są bunty, ale o dziwo, argument, że lepiej posłuchać ćwierkania ptaków i żywej muzyki trafia do małolatów. Telewizja Polska – (Redakcja Dziecięca – taka była kiedyś) zaproponowała mi realizację 4 odcinków na cztery pory roku, pod takim właśnie tytułem „Wyłącz telewizor”.
Instytucja „Aniołków” została powołana do życia w 1999 roku. Wychowawcą ówczesnej klasy siódmej był polonista Marek Szymkowiak, który wpadł na świetny pomysł, aby każdy uczeń z jego klasy wziął pod opiekę na dwa lata malucha z klasy zerowej. Był wtedy w szkołach – i jest do dzisiaj! – problem przemocy starszych uczniów wobec maluchów.
W Łejerach problem zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Natychmiast wpisaliśmy ten pomysł w łejerski system wychowawczy, Okazało się, że drugim walorem pomysłu z Aniołkami jest korzyść obopólna. Starsze opiekowały się młodszymi Aniołkami, młodsze patrzyły z podziwem na swoim starszych opiekunów. Różne są formy wzajemnych kontaktów: wspólne wyprawy na plac zabaw, inscenizacje w parach krótkich wierszyków i pozaszkolne kontakty. Gdy starszaki kończyły egzaminem ósmą klasę, maluchy trzymały przygotowane dla nich życzenia na butelkach z wodą: Zosiu „trzymaj się”, Wojtku „dasz radę”. (JH)
Wybitna Poetka, Dama poezji dla dzieci. Dama Orderu Uśmiechu. Najbardziej zapoznaniona warszawianka. Autorka wielu piosenek dla Łejerów, m.in. „Nasze klucze”, „Nasz konik”, „Łejery”, „Szkoła pod wiatrakiem”, „Chodzimy do budy”, „Nie płacz mała”, „Pyry z ogniska”, „Teatr”, „Łejery! Bimba jedzie”, „Poznańskie koziołki” „Kołysanka w piżamie”, „Kolędy domowe”… Treści wielu piosenek są poetycką pointą koncepcji pedagogicznej Łejerów.
Tak Wanda Poezja Chotomska napisała o naszej przyjaźni:
Łejery są moje, a ja jestem ich. Moje, bo od lat łączą je z nimi niemal rodzinne więzy – wspólne wyjazdy, jak na przykład czas spędzony w Załęczu bądź w Łutowcu. Te wyjazdy to były wielokrotnie prawdziwe „odwiedziny u rodziny”, kiedy to cały zespół Łejerów gościł w moim warszawskim mieszkaniu w „Teatrze na jedenastym piętrze” i prezentował swój teatralny repertuar. To były także liczne spotkania w Poznaniu. Po których zyskałam ksywę „najbardziej zapoznanionej warszawianki”. Spotkania w łejerskiej szkole, która po czterech latach ciasnego istnienia przekształciła się w pełnoklasową szkołę, zdobywając za darmo funkcjonalne pawilony składanej szkoły, przywiezione aż z Holandii w częściach tirami do Poznania i ulokowane przez miasto w pięknym parku na Cytadeli, złożone w zgrabną całość świetnie funkcjonującą do dziś. Łejery są moje, a ja jestem ich, bo w moim rankingu na najlepszą placówkę oświatowo-wychowawczą zasługują na najwyższą ocenę. Nie znam też drugiej szkoły, która by tak mądrze współpracowała z rodzicami uczniów. I takich rodziców jak Łejerscy.
Oni nawet księżyc w szkole potrafili wyczarować. Naprawdę tak było – kiedyś na wieczornym przedstawieniu prezentowanym w szkolnym ogrodzie zabrało do inscenizacji księżyca. Prawdziwy zastrajkował, więc pomysłowi tatusiowie natychmiast skonstruowali na dach szkoły atrapę – księżyc elektryczny.
A o współczesnej od A do A opisanej w książce szkole też nie słyszałam. Dopóki Marcin Przewoźniak jej nie napisał. O Łejerach pt. „Trzy przystanki do teatru”.
I nigdy nie słyszałam o szkole, która bawiąc się przez wiele lat w mały amatorski teatrzyk szkolny, potrafiła stworzyć od fundamentów wspaniały, duży teatr z prawdziwego zdarzenia. Teatr, w którego kamień węgielny wbudowany jest tekst mojej piosenki o teatrze. Łejery są moje od kilkudziesięciu lat i tyle chyba łejerskich scenicznych tekstów i piosenkowych dla nich napisałam.
Oni są moich, a ja ich. Łejerów.
ZBIGNIEW Czarnuch – pedagog, harcMistrz, publicysta, twórca legandarnego szczepu harcerskiego „Makusyny”.
Miałem wielkie szczęście spotkać na mojej drodze pedagogicznej Zbigniewa Czarnucha i jego „Makusyny”, by potem czerpać pełnymi garściami ich metody wychowawcze i artystyczne, które stały się fundamentem programowym szczepu „Otwartych” i „Łejerów”. Po latach Zbigniew Czarnuch tak napisał o naszej działalności:
„…Łejery wybrały pedagogiczny szlak wychowania przez kulturę. Pokażcie mi istniejące dziś drugie takie autentyczne, wciąż tętniące życiem środowisko, które by w swym długim trwaniu jako zezpół arty.styczny nie tylko wzbogaciło o nowe twórcze aspekty świat kultury dzieci i młodzieży kraju. Obdarowało ono także a lokalne środowisko budynkiem szkolnym wypełoniomym nowymi pedagogicznymi ideami oraz autentycznym – ważnym centrum nie tylko kultury dzieci Poznania, ale też kraju.
Proszę pokazać mi drugą w kraju taką enklawę nie teoretycznej, ale żywej i twórczej pedagogiki z takim poparciem rodziców i przyjaciół.
Drabin ci u nas dostatek. Gdyby połączyć wszystkie drabiny w spektaklach Łejerów, to sięgnęlibyśmy nieba. Przypomnijmy kilka: „Pastorałki”, „Romeo i żulia”, „Opera o Kolumbie”, „Pali się!”, „Alicja w krainie czarów”, czy ostatnio spektakl „Drabina, czyli Rock Opera wg Łejera”.
Pamiętam historię z drabinami, która wydarzyła się w słynnym Arteku na Krymie w 1983 roku. Jadąc z Łejerami pociągiem międzynarodowym Warszawa – Moskwa – Jałta, targaliśmy ze sobą wielką starodawną skrzynię, (która do dziś stoi w dużej Łejerni), a w niej rekwizyty i kostiumy do „Romea i żulii”. Okazało się, o zgrozo, że w całym 7 tysięcznym miasteczku nie ma ani jednej drewnianej drabiny! Musieliśmy kombinować z metalowymi drabinkami, by przedstawienie mogło dojść do skutku. W tajemniczych próbach uczestniczyła zaprzyjaźniona z nami delegacja z Grecji. Grecy, wychowani na teatrze antycznym, pięknie wpisali się w tragi-satyrę o Romku i Julce. Zagrali w pantomimie w drugim
planie widowiska, dołączając do zwaśnionych rodzin Kalinowskich i Malinowskich. Nikt z 200 widzów z wielu krajów nie zorientował się, że z Polakami grają Grecy.
Na pożegnanie z nami Grecy przyszli w białych koszulach i czerwonych portkach i spódnicach Jeden z Greków szedł na rękach w czerwonej koszulce i białych spodniach.
Ale najczulej żegnał się z piękną Greczynką nasz Piotrek Gąsowski.
Tak oto teatr może łączyć narody!
Oczywiście na wyprawę z pastorałkami musiał pojechać kundel rudy. Był nim wtedy mój pies – Misiek. Codziennie zmieniałam miejsca noclegów u rodzin francuskiej Polonii, które były uprzedzone, że będzie ze mną pies.
Żeby wyjaśnić komizm sytuacji, muszę wspomnieć o zasadach, które próbowałam stosować w wychowaniu psa. Żeby uniknąć żebrania przy stole, sama podawałam jedzenie Miśkowi wyłącznie do miseczki i żądałam tego samego od rodziny. Na ogół przestrzegali tej zasady. Wyjątek stanowił mój ojciec – poważny, starszy pan. W czasie uroczystości rodzinnych zawsze po chwili zauważałam, że tata zrzuca jakiś smakołyk pod stół. To Misiek po cichutku wczołgiwał się tam i kładł głowę na stopie taty.
I teraz wracam do Francji. Wiozłam ze sobą worek karmy, posłanko i miseczki. W każdym domu prosiłam, żeby nie podawać psu innego jedzenia, a jeśli już, to po uprzednim uzgodnieniu ze mną, do miseczki. Podejmowano nas zawsze uroczystą kolacją. Po kilku minutach obserwowałam za każdym razem bez wyjątku, że pan domu zrzuca coś pod stół. Żeby nie robić nikomu przykrości, udawałam, że tego nie widzę.
Karma prawie nietknięta wróciła do Polski. (Ela Drygas)
Wszystko zaczęło się od harcerstwa, które w dzieciństwie zaspokajało moją potrzebę bycia w gromadzie rówieśników i dowodzenia nimi, dawało możliwość artystycznych popisów – śpiewania, grania i występowania na ogniskach, w skeczach i monologach. Pielęgnowanie tradycji poprzez obrzędy, zwyczaje, symbole, pieśni, uważam za bardzo ważne w życiu dziecięcej gromady.
Gdy zostałem nauczycielem, harcerska metoda pomagała mi w docieraniu do dzieci, dostarczała pomysłów. Zawsze mi się wydawało, że harcerstwo powinno działać tak, jak orkiestra dęta zjawiająca się nagle w trakcie szarego i smutnego dnia, A dzieciaki za nią jak w dym. Moje harcerstwo było dla dzieci taką właśnie „orkiestrą dętą”, wabikiem, który przyciągał radosnym działaniem, wspomnianą obrzędowością, symbolami mającymi magiczny, teatralny klimat, no i piosenką z udziałem akordeonu i gitary.
Moje myślenie o dziecięcym teatrze, o jego wychowawczych i artystycznych walorach, o jego formie i treści, rozpoczęło się właśnie przy ognisku. Gdy jest dobrze przemyślane i przygotowane, oczarowuje bogactwem treści wychowawczych i artystycznych, zmieniając się w swoisty teatr pod gołym niebem. Teatr, którego scenografię stanowią zebrane wokół niego postaci, ściana lasu i tafla jeziora, a głównym reflektorem jest ogień. Takie wydarzenie sprzyja wesołej zabawie i śpiewom, tańcowi i poezji, ale też refleksjom i rozmowom o ważnych sprawach. Ognisko to miejsce, w którym gromada kultywuje swoje zwyczaje, dokonuje obrzędów. Ich uroczysty charakter, staranna reżyseria cementują zespołową więź, pozwalają wychowywać przez emocje, kształtują wrażliwość, wyobraźnię, styl bycia.
W naszej szkole po harcerstwie została forma zwracania się do dorosłych „druhno” i „druhu” (bez względu na funkcję, którą pełnią w szkole) i zajęcia teatralne.
Od lat czerwcowo-lipcową porą – w Łutowcu, Rudence, Świerardowie, Kosarzyskach, Korczakowie, Ogrodzieńcu, a ostatnio w Rogalinku – powracamy z Łejerami do tych harcerskich korzeni, do ognisk i świecznisk, które kończą dzień na naszych chórkowych obozach, nawiązując do działalności drużyny harcerskiej o specjalności artystycznej.
„Szkoła bez szkoły” ( I reportaż TVP)
Po wielkim entuzjazmie pierwszych trzech lat funkcjonowania Szkoły Podstawowej „U Łejerów”, w MDK nr 2 na Cytadeli zaczęły się „schody”. Władze domu kultury miały już dość tych Łejerów wyśpiewujących ze swadą:
„Kiedy nam podsuną test:
Co w tym życiu ważne jest?
To skreślamy spokój święty
Aż do renty…”
Na „brykanie” łejerskiego konika z coraz mniejszą życzliwością spoglądały też władze kuratorium oświaty. Na którymś ze spotkań w sprawie obrony szkoły ówczesna pani kurator z irytacją rzekła: Jak chcecie mieć szkołę, to sobie ją zbudujcie.
Nie przewidziała, że słowo czynem się stanie. I tak jeden z najbardziej fantastycznych pomysłów, czyli rozebranie i przewiezienie szkoły z Holandii, zaczął się materializować. W tym czasie pewnemu wysokiemu urzędnikowi – malkontentowi z kuratorium – zaczął kiełkować na dłoni kaktus. Wcześniej rzekł ważnym głosem: Kaktus mi tu urośnie, jak wy tę szkołę przewieziecie, a jeśli już, to nie zbudujecie jej nawet za pięć lat.
„Szkoła jedzie” (II reportaż TVP)
Pod koniec lutego1995 roku w Mierlo, w atmosferze holenderskiego karnawału, wśród wystrzałów szampanów, kawalkada kilkunastu TIRów obsypanych confetti i serpentynami ruszyła… na wschód, do Polski, do Poznania.
„Szkoła pod wiatrakiem” (III reportaż TVP)
25 lipca, po półrocznej wędrówce po urzędniczych progach, ruszyła budowa „karaweli, jakiej nie znał świat…”* w pięknym parku na Cytadeli. Upał był niemiłosierny. Zębate maszyny wbijały się w asfaltowe podłoże jak w ciasto, wyrywając z niego różne żelastwa – dowody krwawej historii naszego miasta. 60 lat temu toczyła się tu wielka bitwa II Wojny Światowej.
Wolniutko marzenia, ułańska fantazja, upór i ciężka praca zaczęły się materializować. Z labiryntu fundamentów rosły pionowo konstrukcje, zapowiedź naszej szkoły. Wraz z nią rosła 7-letnia wówczas Zuzia Florkowska, doglądająca każdego dnia postępów robót. Przylgnął do niej przydomek „Inspektor Nadzoru”.
Gdy w Poznaniu furczały kilofy i betoniarki, w Warszawie na 11 piętrze furczało pióro Wandy Chotomskiej.
W sierpniu, tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego 1995/1996, w historycznej łejerskiej budzie, przemienionej w biuro budowy, rozbrzmiewały hiszpańsko-holendersko-polskie rytmy pieśni programowej naszej „Holenderki” – „Szkoły pod wiatrakiem” pod batutą Mariusza Matuszewskiego. Szykowaliśmy się do otwarcia nowego roku szkolnego w scenerii budującej się szkoły i przyjęcia 60 Holendrów z zaprzyjaźnionego Mierlo, w którym tymczasem, w miejscu gdzie stała nasza szkoła, rosła już zielna trawka, pięknie przystrzyżona.
I wówczas po raz pierwszy zabrzmiała oficjalnie i uroczyście pieśń „Szkoła pod wiatrakiem”
Szkoła pod wiatrakiem
Don Kichot, Don Kichot –
już słychać ten chichot,
z wiatrakiem on walczył o le!
Don Kichot z La Manczy
z wiatrakiem on walczył,
bo w głowie cokolwiek miał źle.
Cha, cha – chi, chi, cha, cha – chi, chi,
z wiatrakiem on walczył – a my?Ref: Kochamy wiatraki,
wiatraki jak ptaki,
bo wszystkie skrzydlate takie.
Dziewczyny, chłopaki –
kochajmy wiatrakiem
i Szkołę pod Wiatrakiem.A jak nam mówi druh Łejerski,
jest to wiatrak wielkopolsko- holenderski.Don Kichot miał pecha,
pobity odjechał,
odjechał, bo przegrał swą grę –
Don Kichot z La Manczy
nie wiedział z czym walczyć,
a Łejer od dziecka to wie,
Cha, cha – che, che, cha, cha – che, che,
z wiatrakiem nie walczy, o nie!Ref: Kochamy wiatraki…
W czasie ferii, w trudnych zimowych warunkach, trwały ostatnie prace wykończeniowe na budowie szkoły. Ich uczestnicy, rodzice łejerscy i nauczyciele, do dziś wspominają z rozrzewnieniem ten zryw jako wydarzenie życia.
Po feriach, w lutym 1996 roku, uroczyście zostały otwarte szkolne wrota, tuż za nimi w złotej ramie widniał kaktus pokaźnych rozmiarów, a pod nim napis: Dla tych, którym miał wyrosnąć! Były kwiaty, przemówienia, wzruszenia, była Wanda Chotomska i był Jelke Sanders – dyrektor szkoły w Mierlo, który uroczo łamaną polszczyzną rzekł:
Ta szkoła jest taka piękna, że ją chcemy z powrotem!
* „Opera o Kolumbie” Jerzy Litwiniuk
W małej Łejerni, na 100 letnich drzwiach, wisi wielki klucz, który ma 48 lat. Został wykonany przez druha Marka Górkę na pierwszą rocznicę harcerskiego szczepu „Otwartych”. Wanda Chotomska przywiozła nam wtedy niezwykły prezent, piosenkę „Nasze klucze”, które poetycko opisują postawy otwartości zawarte w pomyśle wychowawczym szczepu „Otwartych”.
„Nasze klucze” słowa: Wanda Chotomska, muzyka: Teresa Niewiarowska
Nasze klucze
Otwarte mamy oczy na dobre i na złe,
Otwarte mamy serca na każdą ludzką łzę.
Otwarte mamy ręce i klucze mamy w nich,
By lepszy świat otworzyć od piwnic aż po strych.
Ref: Nasze klucze są złote jak słońce,
Zielone jak młody las.
Naszych kluczy nie robią ślusarze,
Bo to klucze do marzeń i gwiazd.
Nasze klucze nie będą rdzewiały,
Naszych kluczy nie złamie czas.
Nie zgubimy na żadnych wertepach,
Naszych kluczy do marzeń i gwiazd.
Zbudować chcemy z marzeń otwarty jasny dom,
Choć domu jeszcze nie ma, lecz klucze przecież są.
A jak nam diabeł z piekła w paradę zechce wejść,
Weźmiemy go pod kluczyk, zamkniemy go i cześć.
Ref: Nasze klucze są złote jak słońce…
W Nowej Soli, podobnie jak Macando w „Stu latach samotności”, mieszkańcy z utęsknieniem wyczekiwali przyjazdu Wesołego Miasteczka. Pierwszą atrakcją dla taty i dla mnie była „Beczka śmiechu” z krzywymi lustrami, z której wychodziliśmy z obolałymi brzuchami. Po latach, gdy budowaliśmy naszą „Holenderkę”, wróciło wspomnienie z dzieciństwa. Postanowiłem zdobyć takie lustra. Udało się, są i cieszą małych i dużych, a najbardziej przybyłych do nas gości. Są też w Rejowcu przy Teatrze Stodoła i na „Strychu aż strach!!!” dla moich wnuków i miejscowych dzieciaków. W 1983 roku Łejery zostały zaproszone na Światowy Festiwal Satyry i Humoru do Gabrowa w Bułgarii z „Romeo i żulią”. Tamże jest muzeum Satyry i Humoru, bardzo ciekawe. Tylko jednej rzeczy mi zabrakło – krzywego lustra.
Powiedziałem sobie, że jak założę szkołę, to lustra będą. Są!