
Drabin ci u nas dostatek. Gdyby połączyć wszystkie drabiny w spektaklach Łejerów, to sięgnęlibyśmy nieba. Przypomnijmy kilka: „Pastorałki”, „Romeo i żulia”, „Opera o Kolumbie”, „Pali się!”, „Alicja w krainie czarów”, czy ostatnio spektakl „Drabina, czyli Rock Opera wg Łejera”.
Pamiętam historię z drabinami, która wydarzyła się w słynnym Arteku na Krymie w 1983 roku. Jadąc z Łejerami pociągiem międzynarodowym Warszawa – Moskwa – Jałta, targaliśmy ze sobą wielką starodawną skrzynię, (która do dziś stoi w dużej Łejerni), a w niej rekwizyty i kostiumy do „Romea i żulii”. Okazało się, o zgrozo, że w całym 7 tysięcznym miasteczku nie ma ani jednej drewnianej drabiny! Musieliśmy kombinować z metalowymi drabinkami, by przedstawienie mogło dojść do skutku. W tajemniczych próbach uczestniczyła zaprzyjaźniona z nami delegacja z Grecji. Grecy, wychowani na teatrze antycznym, pięknie wpisali się w tragi-satyrę o Romku i Julce. Zagrali w pantomimie w drugim
planie widowiska, dołączając do zwaśnionych rodzin Kalinowskich i Malinowskich. Nikt z 200 widzów z wielu krajów nie zorientował się, że z Polakami grają Grecy.
Na pożegnanie z nami Grecy przyszli w białych koszulach i czerwonych portkach i spódnicach Jeden z Greków szedł na rękach w czerwonej koszulce i białych spodniach.
Ale najczulej żegnał się z piękną Greczynką nasz Piotrek Gąsowski.
Tak oto teatr może łączyć narody!
Przeczytaj cały Łalfabet