prof. dr hab. Katarzyna Sadowska „Dzieci też mają głos” - 50 lat poznańskiej pedagogiki „łejerskiej”
Wprowadzenie
Tytuł proponowanej lektury nawiązuje do jednego z widowisk przygotowanych w 1994 roku przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 83 im. Emilii Waśniowskiej w Poznaniu, zwanej najczęściej „Łejerami”. Widowisko to, przygotowane przez „Łejery” trafiało do „dorosłej”, zarówno polskiej, jak i zagranicznej publiczności wiele razy przypominając prawa dziecka w oparciu o założenia pedagogiki Janusza Korczaka oraz Konwencję o Prawach Dziecka uchwaloną w 1989 roku przez Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych, a ratyfikowana przez Polskę w 1991 roku. W pedagogice „łejerskiej” dziecko jest najważniejsze, bowiem pedagogika ta w centrum stawia właśnie dziecko wraz z jego możliwościami i potrzebami. Pedagogikę tę stworzył, w oparciu o swoje doświadczenie, wiedzę, umiejętności, wolę oraz niesłychaną determinację, Jerzy Hamerski, któremu od roku 1986 towarzyszy ustawicznie równie kompetentna, odważna i niezłomna w swoich działaniach, a także szczególnie wrażliwa na dobro każdego, napotkanego dziecka Elżbieta Drygas.
W pedagogice Jerzego Hamerskiego i Elżbiety Drygas nie ma relacji władzy pomiędzy dorosłym a dzieckiem, nie buduje się dystansu społecznego poprzez stosowanie form powszechnych w zwyczajnych szkołach, w urzędach, w „ważnych” i „dorosłych” instytucjach, bowiem już na poziomie komunikacji interpersonalnej brakuje „pań”, „panów”, a cała społeczność to „druhowie” i „druhny”. Zwracanie się przez dzieci i przez współpracujących ze sobą w opisywanej społeczności dorosłych w formie: „druhu”, „druhno” jest koncepcją Jerzego Hamerskiego, który tę formę językową zapożyczył z harcerstwa leżącego u podstaw jego koncepcji pedagogicznej. Hamerski, od wczesnych lat związany z harcerstwem, tworzył początkowo innowacyjne drużyny harcerskie o profilu artystycznym, a następnie, z Elżbietą Drygas, tworzył dziecięce teatry gromadne, i szkołę z teatrem jako środkiem edukacyjnym.
Druh Jerzy przez 50 lat niestrudzenie edukował i wspierał w rozwoju rzesze dzieci i młodzieży, a jego idee pedagogiczne nawiązywały do koncepcji nowego wychowania, w szczególności do korczakowskiego prawa dziecka do szacunku oraz założeń edukacji przez sztukę. Dla Elżbiety Drygas i Jerzego Hamerskiego wartością jest demokracja, stąd – Szkoła Podstawowa nr 83 w Poznaniu zwana „Łejerami” posiada demokratyczną „Małą Konstytucję Łejerską”, która wyznacza kierunki działań podejmowanych w placówce. Mając na uwadze godność dziecka, a także troskę o jego harmonijny rozwój Hamerski podkreśla wielokrotnie:
„Zupełnie bym przeorientował filozofię myślenia o szkole, bo my w „Łejerach” jesteśmy przeciwko wyścigowi szczurów. Byłoby też dobrze, gdyby każda szkoła miała swoje oblicze, szukała swojej tożsamości. I tutaj jest cała warstwa symboliczno-formalna. Chcielibyśmy, żeby każda klasa w polskich szkołach miała takie same warunki, ale też swoją odmienność. Zamienilibyśmy samorządy szkolne na republiki szkolne. Bo to jest praktyczna nauka demokracji, a czym skorupka za młodu nasiąknie…” .
O szkole, którą udało się stworzyć Elżbiecie i Jerzemu, Filip Czekała pisze, że „na jednej ze ścian foyer są zdjęcia wszystkich uczniów – każdy przebrany w jakiś strój: są więc strażacy, policjanci czy praczka. Stanęła tam też zielona budka telefoniczna, pamiętająca czasy PRL. Kiedyś uczniowie mogli z niej zadzwonić do domu, dziś pełni rolę muzeum techniki” . Dodatkowo, jest to jedyna w Polsce szkoła z budynkiem teatru, który powstał przy niej w 2013 roku .
Założyciele szkoły o dobudowanie do placówki prawdziwego teatru walczyli bardzo długo – „nie chciał go Prezydent Ryszard Grobelny” , lecz „Łejery” przekonały zdecydowaną większość radnych, w tym także koalicjanta prezydenta – Platformę Obywatelską – i pieniądze na budowę teatru się znalazły” . W ten sposób powstał Ośrodek Edukacji Teatralnej, który prowadzony jest przez „Łejery” wraz z „Centrum Sztuki Dziecka”, którym zarządza współpracujący ze szkołą niemal 30 lat Jerzy Moszkowicz. Jak pisze F. Czekała – „scena przyciąga blisko 20. tys. widzów rocznie”.
Ze szkołą, a przede wszystkim z „Łejerami” współpracują i współpracowali najznamienitsi polscy artyści m. in. – Wanda Chotomska, Witold Dębicki, Maria Rybarczyk, Aleksander Machalica, Piotr Gąsowski – także „z wychowania” „Łejer”, Grzegorz Kasdepke, joanna Kulmowa, Joanna Papuzińska, Mariusz Matuszewski, Marcin Przewoźniak Grzegorz Tomczak, Teresa Niewiarowska, Hanna Banaszak, Joanna Papuźińska, a także dzisiejsza patronka szkoły – zmarła w 2005 roku wspaniała poetka, wieloletnia przyjaciółka „Łejerów”, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 34 im. Wojska Polskiego w Poznaniu – Emilia Waśniowska. Wśród miłośników pedagogiki „łejerskiej” wyróżnić można także profesora Zbigniewa Pilarczyka oraz profesora Heliodora Muszyńskiego – obu wspaniałych naukowców reprezentujących Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Zdaniem wielu: „Łejery to nie jest zwykła szkoła. Dzieci oprócz normalnych lekcji, mają dodatkowo zajęcia teatralne, a każdy rok ich pracy podsumowuje przedstawienie dyplomowe” . Szkołę wyróżnia jednak nie tylko edukacja poprzez sztukę, ale także panująca w placówce autentyczna demokracja. Szkoła jest państwem –„Małą Republiką Łejerską”, dla której wspólnie z uczniami i rodzicami stworzono konstytucję . To wszystko dzieje się w szkole, bowiem Jerzy Hamerski wraz z Elżbietą Drygas pragnęli, by „szkołę opuszczały dzieci wrażliwe na przyrodę, sztukę i drugiego człowieka, dzieci znające i lubiące siebie, radzące sobie z sobą i światem, dążące do własnego samorozwoju, mądre, samodzielne, odważne, które umieją i chcą wybrać dziedziny, w jakich będą się doskonalić.
Jeśli nawet popełnią w tym wyborze błąd, to potrafią z radością zacząć wszystko od początku w innej dziedzinie” .
Po drodze do szkoły z teatrem można przystanąć także na specjalnym „Zaułku Łejerów”:
„Elżbieta Drygas: Chodziłeś kiedyś na skróty?
Jerzy Hamerski: Dla naszej szkoły i teatru – zawsze, kiedy tylko było trzeba.
ED: Ale teraz już nie trzeba, teraz już można.
JH: Już można, skrócikiem, zaułkiem…
ED: Zaułkiem do Łejerów.
JH: Jedni idą tędy prosto do nas.
ED: Inni nas po prostu mijają.
JH: Ciekawe, co mijają. Nas?
ED: A może siebie?
JH: A może?”
Jak czytamy w Uzasadnieniu do projektu uchwały Rady Miasta Poznania w sprawie nadania drodze pomiędzy Winogradami i Za Cytadelą nazwy „Zaułku Łejerów”:
„Zaułek zaproponowany do nazwania stanowi własność Miasta Poznania. Linie rozgraniczające zostały określone w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego «Rejon ulicy Za Cytadelą w Poznaniu» przyjętym uchwałą LXII/860/V/2009 z 3 listopada 2009 r., w którym wyznaczono dla tego terenu funkcję drogi wewnętrznej. Komisja Kultury i Nauki Rady Miasta Poznania pozytywnie zaopiniowała powyższą propozycję. Rada Osiedla Stare Winogrady pozytywnie zaopiniowała projekt uchwały. Skutki finansowe podjęcia przez Radę Miasta Poznania uchwały dotyczyć będą kosztów oznaczenia zaułka tablicami z jego nazwą” .
Jest zatem „takie miejsce w Poznaniu, zaraz obok naszej szkoły i teatru. Po lewej stronie nasz płot, po prawej stronie – trochę zieleni i dom, z tyłu – Cytadela. Pod stopami – dróżka. I ta właśnie dróżka od wczoraj ma swoją nazwę: ZAUŁEK ŁEJERÓW. Dziękujemy Ci Rado Miasta Poznania” głosi wpis na stronie facebook szkoły z dnia 12 maja 2021 roku. Stosowną uchwałę podjęła bowiem Rada Miasta Poznania podczas XLVI sesji, a „nadworny” pisarz „łejerski” – Marcin Przewoźniak – o którym Jerzy Hamerski mówi zawsze „Chotomska w spodniach”, napisał o tym poznańskim „fyrtlu” w tekście piosenki:
„Zaułkiem na szagę”:
„Tu brzęczy oaza naszego Pegaza
i teatr, gdzie muza nie nudzi.
Za płotem się wiara
napina i stara,
by dzieci uskrzydlić na ludzi.
Ref.
A skrócik – zaułek się tędy – owędy
w te pędy… i tędy – owędy…
Na szagę, zaułkiem, za szkołę.
Dopiero:
podsłuchać, co widać,
podpatrzeć, co słychać,
pomachać zza płota Łejerom.
Bez lipy pod lipą
pomysły się sypią,
siwieje planeta parkowa.
A scena cierpliwa
butami obrywa
od nowych pokoleń, od nowa.
Ref.
A skrócik – zaułek się tędy – owędy (…)
Zaułkiem gdy trzeba,
lecz życia nie przegap.
I mądrze do rana przegadaj.
Świat ciągle się zmienia.
Ty upchnij w kieszeniach,
co chcesz na pamiątkę od świata” .
Tak jak cała pedagogika „łejerska”, tak i szkoła założona przez parę Druhów jest niezwykła, pełna pomysłodawców nietuzinkowych inicjatyw, których celem jest stworzenie dzieciom przyjaznej przestrzeni edukacyjnej przepełnionej fantazją, i tak np. po zakończeniu pandemii:
„Na świetny pomysł przywitania uczniów w szkole po długiej nieobecności wpadli nauczyciele poznańskiej Szkoły Podstawowej nr 83 «Łejery». Dyrekcja placówki wspólnie z nauczycielami przygotowała dla uczniów jajecznicę z 300 jaj. – Po tym jak dowiedzieliśmy się od rodziców, że dzieci boją się powrotu do szkół, postanowiliśmy przygotować dla nich taką niespodziankę – mówi dyrektor szkoły”
Ale edukacja w placówce odbywa się także poprzez doświadczanie, o czym świadczy m. in. inicjatywa, o której czytamy w Głosie Wielkopolskim z dnia 23 kwietnia 2018 roku:
„Rok 2018 uchwalony został Rokiem Geografii. Nie ma lepszego sposobu na obchody 100-lecia polskiej geografii i 100 lat istnienia Polskiego Towarzystwa Geograficznego. Nauczyciele i dyrekcja szkoły Łejery oficjalnie otworzyli stację meteorologiczną dla dzieci. Stacja została zbudowana za pieniądze zdobyte w konkursie grantowym inicjatyw edukacyjnych ENEA Akademia Talentów. Projekt autorstwa trójki uczniów Kornelii Furmaniak, Jana Chałupki, Mateusza Stachowiaka i Jakuba Domańskiego zajął drugie miejsce w kategorii «nauka»”
Jerzy Hamerski za swoją działalność edukacyjno – kulturalną otrzymał wiele nagród, w tym także m. in. Nagrodę Prezydenta RP za twórczość dla dzieci i młodzieży „Sztuka Młodym” wręczoną Druhowi w grudniu w 2003 roku. Na stronie prezydent.pl czytamy o Jerzym następującą informację: „Jerzy Hamerski Postać «kultowa» w Poznaniu i nie tylko tam. Pedagog i artysta. Wielki pasjonat, który całe swoje życie zawodowe oddał sprawie edukacji przez sztukę. Założyciel i twórca teatru dziecięco-młodzieżowego i szkoły pod wspólną nazwą «Łejery». Od kilku pokoleń zaraża dzieci miłością do teatru, pracuje z najmłodszymi w myśl idei, że sztuka czyni ludzi lepszymi i mądrzejszymi. Ma na koncie, zwieńczoną szeregiem znakomitych i popularnych programów, współpracę z Telewizją Polską, dzięki której takie hasła jak «Wyłącz telewizor, włącz się sam!», czy «Śpiewanki rodzinne» – idea familijnego śpiewania, wyszły daleko poza samą szkołę”.
Należy także podkreślić, iż czerwcu 2024 roku Jerzy Hamerski zasilił grono Międzynarodowej Kapituły Order Uśmiechu .
Pedagogika „łejerska” opiera się na następujących założeniach wyrażonych przez współuczestników (trzy podmioty) procesu edukacji, a zawartych, w nieco innym jednak brzmieniu w preambule „Małej Konstytucji Łejerskiej”:
1. Dzieci:
- jako uczniowie pragną, by edukacja wspierała rozwój, by wydobywała i pielęgnowała dziecięce zasoby. Dzieci pragną edukacji na wysokim poziomie, który osiągany jest w życzliwej atmosferze, w sposób radosny i odpowiedzialny;
- pragną także, by szkoła przygotowała ich do życia w świecie dorosłych, ma była dla dzieci „drugim domem” – bezpiecznym oraz takim, aby pomiędzy uczniami i nauczycielami panowała przyjazna atmosfera – aby współuczestnicy przestrzeni szkolnej czuli się z sobą jak w przyjaznej grupie nieformalnej;
- potrzebują szkoły, w której nie brakuje czasu i miejsca na dobrą zabawę, szkoły otwartej na uczniowskie, różnorodne poglądy i zainteresowania, szkoły, w której każdy dzień może być przygodą, a dziecko wraz z jego potrzebami i możliwościami usytuowane będzie „w centrum”;
2. „Łejerscy” nauczyciele:
- pragną tworzyć szkołę bezpieczną, w której uczniowie nie boją się nauczycieli, a oni – nie boją się uczniów. Ma być to szkoła, w której dominuje dialog oparty na wzajemnym zaufaniu i szacunku, w której rodzice czują się partnerami nauczycieli w procesie towarzyszenia w rozwoju ich wspólnym, a nie „cudzym”, dzieciom. Pedagodzy chcą szkoły mądrej, polegającej na wzajemnym uczeniu się i poznawaniu „z potrzeby serca”, a nie z obowiązku;
- są przekonani, iż szkoła ma sprawiać, by dziecko wiedziało, umiało, rozumiało, doświadczało, odczuwało, by zdobywało kompetencje do pracy, którą zechce wykonywać w przyszłości z poczuciem sprawstwa i z radością. W szkole motywacją do nauki nie ma być rywalizacja, „kolekcjonowanie” ocen, czy spełnianie czyichś oczekiwań. Nauczyciele pragną natomiast wyzwalać wewnętrzną motywację powierzonych ich opiece dzieci;
- zakładają, iż wychowanie polegać ma na uwrażliwianiu na potrzeby drugiego człowieka, na sztukę i przyrodę, na wspieraniu procesu budowania tożsamości dzieci w taki sposób, by miały one poczcie własnej wartości, aby radziły sobie ze sobą i ze światem, aby pragnęły ustawicznie się rozwijać, by stawały się z każdym dniem coraz bardziej mądrymi, samodzielnymi i odważnymi ludźmi – ludźmi ceniącymi różnorodność i szanującymi wolność;
3. Rodzice „łejerscy”:
- pomagają w tworzeniu przyjaznej dla ich dzieci szkoły. Starają się partycypować w budowaniu prestiżu nauczycieli poprzez okazywanie im wsparcia, szacunku, zaufania, tworzenie z nimi więzi interpersonalnych opartych na życzliwości;
- pragną, by szkoła była miejscem wszechstronnego rozwoju wszystkich osób z nią związanych –
także ich samych; - wspierają pracę nauczycieli tak, by szkoła była przestrzenią pozbawioną niekorzystnych emocji, takich jak strach, lęk. Rodzice dbają o to, by nikt nie był upokarzany, by nikt nie czuł się „inny” lub gorszy;
- wraz z nauczycielami i dziećmi pielęgnują szkolną demokrację umożliwiającą dzieciom zdobywanie wiary w ich możliwości i starając się współuczestniczych w procesie konstruowania „pięknych”, dziecięcych osobowości;
- chcą, aby dzieci nauczyły się cenić wiedzę i poznały sposoby jej zdobywania, chcą, by dzieci umiały i chciały się ustawicznie rozwijać.
Szkoła według założeń pedagogiki „łejerskiej” ma pomóc rodzicom w wychowaniu mądrych i dobrych ludzi – optymistycznych, śmiałych, tolerancyjnych i pełnych twórczej energii oraz dobrej woli, słowem – ludzi wolnych, świadomych obywateli .
Niniejsza publikacja, której kolejne odsłony pojawiać się będą sukcesywnie na stronie Stowarzyszenia, podejmuje szczególnie ważny temat, bowiem pedagogika „łejerska” w 2025 roku obchodzić będzie jubileusz 50 – lecia jej istnienia. Te 50 lat okupione było wieloma trudami, wiązało się z licznymi wyzwaniami, dzięki pokonaniu których pedagogom „łejerskim” udało się stworzyć unikatową w skali kraju, a rozpoznawalną także poza jego granicami markę edukacyjną. Symbolem pedagogiki „łejerskiej” jest pegaz – skrzydlaty konik, który towarzyszy Jerzemu Hamerskiemu od lat. Jest on nie tylko natchnieniem poetyckim Druha Jerzego, ale także, w czasach kiedy Polska znajdowała się w strefie wpływów Związku Radzieckiego, a komuniści „kneblowali” ludziom „usta” i „przyćmiewali” umysły, utwór „Nasz konik” dodawał otuchy, wiary i pozwalał Jerzemu oraz jego przyjaciołom na zachowanie wszystkich tych wartości, które były dla nich najważniejsze. Piosenkę „Nasz konik” do dzisiejszego dnia śpiewają z entuzjazmem wszyscy – zarówno byli, jak i aktualni uczniowie Szkoły Podstawowej nr 83 w Poznaniu, „łejerscy” „wzbogacacze”, entuzjaści i „Otwarci”, którzy poprzedzali bezpośrednio „Łejery”, a w zasadzie torowali drogę do ugruntowania się koncepcji pedagogiki „łejerskiej”.
Jerzemu Hamerskiemu od początku towarzyszył teatr, twierdzi on nawet, że urodził się w teatralnym kostiumie, co zostanie wyjaśnione w jednym z rozdziałów niniejszego opracowania. Ponieważ „Łejery” wywodzą się właśnie z drużyn teatralnych i gromadnych teatrów dziecięcych, warto zaznaczyć, że dla Druha Jurka oraz Druhny Elżbiety Drygas, która związała swoje losy z „Łejerami” jak tylko pierwszy raz spotkała charyzmatycznego Jerzego, który podzielił się z nią swoją pasją i nie było odtąd chwili, by nie współdziałali, teatr jest „duszą” pedagogiki „łejerskiej”. Jak zaznaczają bohaterowie niniejszego opracowania:
Wszystkie sztuki spotykają się w teatrze, w końcu jak pisze Tove Janson w „Lecie Muminków“:
„Teatr jest najważniejszą rzeczą na świecie,
gdyż tam pokazuje się ludziom,
jakimi mogliby być,
jakimi pragnęliby być,
choć nie mają na to odwagi,
i jakimi są”
Część 2.
Jak skorupka Jurka za młodu pięknem nasiąkała – fragmenty biografii dziecięcej Jerzego Hamerskiego na tle sytuacji polityczno – społecznej Polski
Jerzy Hamerski jawi się współcześnie jako wybitny, niestrudzenie aktywny działacz społeczny i pedagog, który bardzo konsekwentnie dążył do zrealizowania wyjątkowej wizji edukacji zorientowanej ku dziecku, poświęcając tej misji całe swoje życie. Pedagogowi, który zaznacza często, iż „przyszedł na świat w czepku”, przyszło dorastać w bardzo trudnych czasach, gdyż urodził się w 14 stycznia 1944 roku, a więc jeszcze w okresie kończącej się II Wojny Światowej. Biografia Druha Jurka obejmuje burzliwy okres zakończenia działań wojennych, dzieciństwo i dorastanie w czasach totalitaryzmu, represji, kryzysów gospodarczych kraju, zniewolenia i odcięcia od świata, który w tym czasie rozwijał niezahamowanie demokrację. Jerzy Hamerski dzieciństwo przeżył w czasach, „gdy Sejm Ustawodawczy, wybrany w styczniu 1947 roku w sfałszowanych przez komunistów wyborach, przyjął 22 lipca 1952 roku konstytucję wprowadzającą nową nazwę państwa: Polska Rzeczpospolita Ludowa”. Druh, podczas kształtowania się źródeł idei dla stworzenia unikatowej do dziś w Polsce koncepcji pedagogiki „łejerskiej” doświadczał całej charakterystycznej dla „ludowej”, istniejącej w latach 1944–1989 Polski, prorosyjskiej polityki. Druh przeżył więc dzieciństwo, młodość i dorosłość w Polsce, która nie była w żadnym wypadku Polską suwerenną.
Wyjaśnić w tym miejscu należy, szczególnie młodym czytelnikom, iż „w mówieniu o PRL ciągle jednak występuje dysonans: zdarzają się zwolennicy tezy, że – pomimo pewnej zależności od ZSRR – Polska rządziła się samodzielnie (zwłaszcza od 1956 roku) i przyniosła swym obywatelom wiele sukcesów, zarówno tych dotyczących kwestii życia codziennego jak też ogólnonarodowych (np. sportowych)”. Są jednak przeciwnicy tej tezy, którzy „wskazują na całkowite pozbawienie Polaków jakiegokolwiek wpływu na sprawujących władzę – przede wszystkim brak niezależnych wyborów”. Wielu historyków przychyla się do spojrzenia na ten okres w dziejach kraju jak na okres zaborów.
Jak podkreśla Zbigniew Osiński: „Nadrzędnym celem perspektywicznym oddziaływania na młode pokolenia już w początkach tzw. Polski Ludowej uznano przekonanie do specyficznej wizji świata prezentowanej przez obóz władzy; przekształcenie świadomości Polaków w kierunku odejścia od światopoglądu religijnego na rzecz światopoglądu materialistycznego; wytworzenie akceptacji i wspierania ideologii marksistowsko-leninowskiej, socjalistycznej gospodarki, systemu sojuszy międzynarodowych opartego na dominacji ZSRR oraz systemu politycznego opartego na dominacji PPR/PZPR, a także celów strategicznych i bieżących posunięć politycznych, zarówno tzw. obozu socjalistycznego na świecie, jak i tzw. władzy ludowej w Polsce”. Komuniści rządzący w owym czasie Polską uznali, „że wychowanie jest podporządkowane potrzebom społecznym (a nie potrzebom jednostki), a o jego celach decyduje ustrój (a nie rozwój jednostki)”. Proces edukacji, której doświadczał jako młodych człowiek Jerzy Hamerski, miał na celu „odpowiednie ukształtowanie człowieka (przez szereg lat funkcjonowało hasło wychowania nowego człowieka, człowieka socjalizmu)”, który będzie „odgrywał określoną rolę społeczną i podejmował konkretne, akceptowane przez władze działania”. W związku z tym szkoła była silnie scentralizowana, „szczegółowo ustalono przebieg procesu wychowawczego i dydaktycznego, narzucając określone cele, treści, formy i metody” czyniąc ją samą także totalitarną lub przynajmniej autorytarną.
Jak udało się uniknąć owej indoktrynacji Druhowi Jurkowi?
Jak twierdzi sam, choć uczęszczał do szkoły o silnie politycznym programie edukacyjnym, wręcz stalinowskiej, jednocześnie doświadczał ministrantury w kościele, który wybudowany był naprzeciw szkoły. Doświadczał możliwości dokonywania wyborów, uczony był przez rodziców krytycznego myślenia, autonomii intelektualnej, miał możliwość pozostawania sobą i rozwijania, choć w ograniczonym przez władze zakresie, własnych skrzydeł. Budował też osobiste doświadczenia w gronie innych dzieci, spędzając czas na zabawie, będąc często liderem, inicjatorem podejmowanych na podwórku zabaw, w tym także zabaw w teatr. Jerzy Hamerski zaznacza, że jego „dorosłe wejście w świat dzieci rozpoczęło się tak naprawdę na nowosolskim podwórku”, choć „w duszy zaczęło mu grać już w przedszkolu”. Druh stwierdza, iż należał „do nielicznej gromadki dzieci, które rwały się do publicznych prezentacji dziecięcych wierszyków i piosenek”. W szkole podstawowej. Hamerski pełnił funkcję tzw. etatowego aktora, który „kłaniał się rewolucji czapką do ziemi, po polsku”, nadto wystrojony w białą koszulę i czerwoną chustę stalinowskiego harcerza. Jak zaznacza: „w niedziele (pod silnym wpływem rodziców) przywdziewałem białą komżę i czerwoną pelerynkę ministranta, by gorliwie służyć do mszy. Swoista schizofrenia – takie były czasy”.
Gdy Jerzy Hamerski prezentuje swoją, jak mawia „książkę kucharską”, czyli przepis na pedagogikę łejerską, opowiada o dzieciństwie, teatrze i źródłach swojej niespożytej dotąd energii wyjaśniając zawiłe dzieje swoich rodziców oraz snując opowieść o tym, jak pomogli mu w uniknięciu indoktrynacji.
Dwa domy
Jerzy Hamerski podkreśla, iż urodził się „w leju po bombie”, gdyż takim mianem określano dzieci urodzone w czasie wojny, urodził się także i we wspomnianym „czepku”, o którym zawsze mówi, iż był jego pierwszym kostiumem teatralnym. O swoich przodkach Jerzy pisze, jak na niego przystało, w nieco żartobliwym tonie, opisując historię dwóch domostw:
„Dawno, dawno temu, przed II Wojną Światową, w dwóch różnych zakątkach Polski stały dwa domy. Pierwszy to była leśniczówka, zwaną Dębiną, malowniczo położona wśród lasów niedaleko Wrześni w Wielkopolsce. Mieszkał w niej leśniczy Bronisław Hamerski z żoną Magdaleną i gromadką siedmiorga dzieci. Zdarzyła się w tym rodzinnym stadzie «czarna owieczka», Broniś, który nijak nie chciał dostosować się do obowiązujących w rodzinie reguł. Gdy mu w duszy zagrało, uciekał z domu z Cyganami na dni, a czasem i noce. Postanowił zostać artystą cyrkowym, najlepiej klaunem (bo tryskał humorem wybitnym). W stodole, pod sufitem, zmajstrował sobie przyrządy gimnastyczne. Rozwścieczony ojciec Bronisław połamał na Bronisiu fragmenty trapezu i oświadczył: «jak nie chcesz być leśniczym, będziesz szewcem lub fryzjerem – wybieraj!». Broniś zdecydował się na fryzjerstwo, pewnie z potrzeby zapewnienia sobie widzów”.
Drugi dom historii rodzinnej przodków Jerzego Hamerskiego, pokryty był, jak przekonuje Druh, słomianą strzechą i „stał we wsi Zawada nad rzeczułką Wolburką, niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego”. W domu tym zamieszkiwała rodzina rolników, Antoniego i Małgorzaty Rybaków wraz z pięciorgiem ich dzieci. Wśród nich dla historii Jerzego szczególnie istotną staje się „Krysia, pogodna indywidualistka, uparciuch spod znaku Koziorożca. Wiodła prym wśród rodzeństwa, wymyślając ciągle nowe zabawy”. Owa Krysia „nie przepadała za pracami gospodarskimi, ciągnęło ją do miasta. Każdego ranka z ochotą wędrowała przez mostek na Wolburce, wśród mazowieckich wierzb, do szkoły w Tomaszowie, w której uczyła się celująco”.
W okresie, który opisuje w powyższy sposób założyciel Łejerów, świat mierzył się z okrucieństwem II Wojny Światowej. Gdy w dniu 1 września 1939 roku „Niemcy napadali na Polskę” wówczas to starszy szeregowy Bronisław Hamerski został wcielony do Armii Poznań, która ruszała w kierunku Warszawy. „Nad Bzurą, w okolicach Sochaczewa, bierze udział w słynnej bitwie przeciw przeważającym siłom hitlerowskiego najeźdźcy”. Bronisław Hamerski, „wraz z wieloma tysiącami polskich żołnierzy kampanii wrześniowej”, „został zapędzony do obozu jenieckiego na terytorium III Rzeszy, a potem zmuszony do niewolniczej pracy w gospodarstwie rolnym u niemieckiego bauera. W tym czasie siedemnastoletnią Krystynę Rybak Niemcy wywieźli z rodzinnej wioski na przymusowe roboty do fabryki nici w Hersfeldzie, przepięknym miasteczku w Hesji”.
Jeden dom
Krystyna i Bronisław poznali się i pokochali właśnie w Hesji. Opowieść o ich życiu, którą J. Hamerski zna z opowiadań Krystyny i Bronisława – jego rodziców – określa jako życie pośród pięknych krajobrazów, które jednak obciążone było piętnem wojny, „koszmarem, ciągłym zagrożeniem, miejscem upokarzającej, niewolniczej pracy. Nie można było pod karą śmierci słuchać radia, a racje żywnościowe nie wystarczały do przeżycia”.
Druh Jurek swoją historię o „korzeniach” konkluduje w następujący sposób: „Właśnie wtedy w łonie matki pojawił się embrion, moje z wolna pulsujące życie, które musiało być przez wiele miesięcy ukrywane przed Niemcami, bo Polki praw macierzyńskich były pozbawione”.
Założyciel „Łejerów” przekonuje jednak, że choć urodził się jeszcze podczas wojny, bowiem w dniu 14 stycznia 1944 roku, jego rodzinie udało się przetrwać między innymi z tego względu, iż „wśród Niemców było wielu uczciwych i dobrych ludzi, którzy pomagali mamie i tacie”. Jerzy wspomina także, iż w roku 1944 wszechogarniający Europę „koszmar powoli się kończył. Coraz częściej na niebie widać było alianckie samoloty, zwiastujące koniec wojny. I nadeszła szczęśliwa Wielkanoc 1945 roku. Z masztów pospadały znienawidzone swastyki, na ratuszu wywieszono białe flagi, do Hersfeldu wkroczyli owacyjnie witani przez Polaków Amerykanie”.
Wraz z rodzicami młody Jurek zamieszkał w poniemieckich koszarach w mieście Wetzlar. Wiosną 1946 roku urodziła się siostra Jurka – Lila. Chrzest siostry Druh opisuje w następujący sposób:
„W ogromnym baraku Polacy urządzili prowizoryczny kościół, w którym odbyły śluby i chrzciny skojarzonych w Niemczech par, w tym Krystyny i Bronisława Hamerskich oraz ich dzieci Jerzyka i Lili. Wtedy rodzice musieli podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu: wyjechać do Stanów Zjednoczonych czy wracać do Polski? Największy problem miał tata. Przyjaciele odradzali mu powrót do kraju: «Nie o taką Polskę, Bronek, walczyłeś. Tam wszystko teraz pod sowieckimi rządami…»”. Jak dowiadujemy się z historii rodzinnej Druha Jurka – nostalgia i patriotyzm jego ojca wzięły górę i zarządzono powrót do Polski, a „Amerykanie zorganizowali transport – długi pociąg towarowy, świetnie dostosowany do podróży całymi rodzinami. Po wielu dniach dotarliśmy na Ziemie Odzyskane”. Jerzy Hamerski w swojej biografii nawiązuje w tym miejscu opowieści do piosenki rozpowszechnionej przed laty na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu, a opowiadającej o Polakach, którzy „po II Wojnie Światowej wędrowali z czterech stron świata na Ziemie Odzyskane, czyli ziemie zachodnie i północne Polski, które włączono do niej Układem Jałtańskim w 1945 roku” – „Szli na Zachód osadnicy”.
Gdy Jerzy miał trzy lata, rodzina Hamerskich osiadła w Nowej Soli, która wcześniej nosiła nazwę Neu Salz. Hamerscy zamieszkali w poniemieckim bloku przy ulicy, która z Hitlerstrasse przemianowana została na ulicę Kościuszki. O okresie tym Druh pisze:
„to mój nowy tajemniczy świat, w którym bardzo niedawno toczyła się wojna. Świadczyły o tym porozrzucane wszędzie niemieckie napisy i charakterystyczne hełmy, ślepe, wypalone okna w pustych jeszcze mieszkaniach, ruiny domów, wśród których poruszali się ludzie – inwalidzi wojenni bez rąk, bez nóg, ociemniali. W kuchni, w której jeszcze niedawno mieszkała niemiecka rodzina, był biały kaflowy piec z wielkimi blachami i fajerkami. Za oknem sypialni rosły, sięgające nieba, dwie strzeliste topole. Z przystawionego do niego w pokoju stołowym taboretu z ciekawością spoglądałem na podwórko, na którym w porzuconym przez wojnę wraku wojskowego volkswagena, bawili się starsi ode mnie chłopcy. Scena jak z «Amarcordu» Felliniego. Dla tych dzieciaków w przedwojennych, połatanych ubraniach, nierzadko uzupełnianych wojskowym umundurowaniem, ten samochód naprawdę jechał, uruchamiał wyobraźnię, przenosił w światy szczęśliwe, które im wojna zabrała”.
Pomimo „powojennej scenerii” w Nowej Soli szybko „rozpoczęła się ludzka krzątanina”, a społeczność osadników dokładała wszelkich starań, by zorganizować swoje codzienne, całkiem nowe i niejako „odzyskane” po wojnie życie. Potrzeba owa zaowocowała powstaniem sklepów, fabryk, rozmaitych instytucji, zakładów rzemieślniczych, a także i fryzjerni, której założycielem był ojciec Jerzego – Bronisław. Fryzjernię tę Jerzy Hamerski przypomina sobie jako „miejsce magiczne”, w którym wraz z ojcem przebywał „godzinami wśród zapachu perfum, wód kolońskich, różnopachnących mydełek, strzykania maszynek do włosów i poświstu brzytew ostrzonych na wielkich pasach”. Druh opisuje, iż było to miejsce wesołe, gdyż wesołość tą powodował jego „tata” :
„Pamiętam, że do wielkiego wystawowego okna przyklejały się zaciekawione dziecięce nosy, płoszone przez tatę miotłą, po czym następowały piski, nosy znikały, by znów za chwilę powrócić na powtórkę zabawy”.
Jednocześnie Jerzy wspomina, iż wesołość ta bywała czasem przerywana – „znikała, rozmowy milkły – następowała zupełnie niezrozumiała dla mnie cisza. Zaczynał się czas stalinizmu”.
Jesienią 1949 roku Jurek został przedszkolakiem. W historii opisanej przez Druha czytamy:
„Każdego ranka zbieraliśmy się przed ogromnym portretem pana z sumiastym wąsem i fajką, ubranego w biały wojskowy mundur. Dziękowaliśmy mu za świeże bułeczki na śniadanie i inne dobrodziejstwa. Był to generalissimus Józef Stalin, nasz wielki radziecki przyjaciel. Naprawdę nazywał się Soso Dżugaszwili i pochodził z Gruzji. Codziennie pani czytała nam przejętym głosem fragmenty książeczki pt. «Soso»”.
Jak wnioskujemy z opowieści Jerzego Hamerskiego, świat dziecka z czasów stalinizmu różnił się mocno od postrzegania rzeczywistości przez osoby dorosłe:
„Któregoś popołudnia, gdy wesoło bawiliśmy się z maleńkim Frankiem, świeżo urodzonym braciszkiem, do domu wrócił tata. Był jakiś inny, zdenerwowany i nie dowcipkował jak zwykle. Zza pazuchy wyjął zawiniętą w gazetę książkę Melchiora Wańkowicza «Monte Cassino». Późnym wieczorem widziałem, przez uchylone drzwi do kuchni, pochylonych nad stołem rodziców, nucących po cichu «Czerwone maki pod Monte Cassino». Rano, idąc z tatą do przedszkola, opowiadałem mu z entuzjazmem o dzielnym Soso, tato patrzył na mnie z przerażeniem i bezradnością”.
Jako absolwent stalinowskiego przedszkola, Jerzy stał się uczniem Szkoły Podstawową imienia Zoi Kosmodemiańskiej, radzieckiej bohaterki promowanej przez propagandę systemu komunistycznego jako archetyp kobiety – działaczki i męczennicę poświęcającą swe życie w imię obowiązującej ideologii.
W szkole, do której uczęszczał młody Druh, zorganizowano także typowe dla okresu stalinizmu harcerstwo, „będące prawie wierną kopią radzieckich pionierów”. Jak opowiada o tym harcerstwie Jerzy Hamerski, „jedynymi odznakami polskości było to, że zamiast pionierskiej gwiazdy, po przyrzeczeniu przypinano nam tzw. «czuwajkę» – zamiennik krzyża harcerskiego”. Z relacji J. Hamerskiego dowiadujemy się, iż umundurowanie przypominało pionierów – harcerze odziani byli w białe koszule i czerwone chusty. Każda klasa tworzyła zastęp podzielony na dwa zespoły. Jerzy Hamerski wspomina, iż pieśni śpiewane były wprawdzie w języku polskim, jednak wiele z nich należało do repertuaru radzieckiego i tłumaczone były z języka rosyjskiego. Młodzi harcerze spotykali się „z radzieckimi pionierami – dziećmi żołnierzy stacjonujących w okolicach Nowej Soli (Szprotawa, Legnica)”.
Pomimo świadomości Jerzego, że czasy, w których wzrastał miały niewiele wspólnego z normalnością polityczno – społeczną, przekonuje on, iż dla niego okres ten pozbawiony był tak zwanych „traumatycznych przeżyć”. Jerzy zaznacza, iż:
„Metody harcersko-pionierskie były bliskie wiekowi «koziołka», a formy artystyczne (śpiewy, ogniska, granie na instrumentach) to mój żywioł. Inaczej było z rodzicami, którzy nie do takiej Polski wracali z wojennego koszmaru w Niemczech. Pamiętam ich głęboki niepokój, ciągły lęk i wieczorne tajemnicze rozmowy w kuchni, których nie rozumiałem. Dochodziło też nierzadko między mną, a w szczególności tatą, do ostrych spięć”.
Jerzy przekonuje także, iż zasługą owego uniknięcia przez niego indoktrynacji było ciepło domowego ogniska, jakie stworzyli swoim dzieciom Krystyna i Bronisław:
„Moi kochani, mądrzy rodzice, mając świadomość indoktrynacji, jakiej byłem poddawany w szkole, stworzyli nam azyl w domu, w którym, parafrazując nieco Młynarskiego, można było śpiewać: «Nie ma jak u mamy, nie ma jak u taty, ciepły piec, cichy kąt…»”.
I faktycznie, w domu państwa Hamerskich były owe piece w liczbie trzech, bowiem „wspomniany biały w kuchni, a dwa z brązowych kafli, sięgające sufitów, w stołowym i sypialni”. Jurek pisze z nostalgią, iż w domu było:
„ciepło i wesoło. Lila miała swój dziewczyński świat lalek, ja zaś najczęściej urzędowałem pod kuchennym stołem, wędrując po różnych światach w wymyślonym samochodzie. Wspólnie bawiliśmy się «karuzelami», które powstawały z pokrywek do garnków uruchamianych w ruch jak bąki. Po południu wracał z pracy tata i było jeszcze weselej. A wieczorami, przed położeniem się do wielkiego rodzinnego łoża, mama ogrzewała dla nas przy piecu wielkie poduchy i pierzyny. Potem było hop do ciepłego wyrka i obowiązkowa bajka na dobranoc lub opowieści taty i mamy o ich rodzinach w okolicach Wrześni i Tomaszowa”.
Jerzy wspomina także, że o poranku lubił „zerkać z okien na miasto w oddali” dostrzegając przez szybę kuchennego okna „jak ponad dachami wystrzeliwała w górę walcowata ceglana wieża z zegarem, zwieńczona metalową koroną”. Wieżę tę posiadał kościół pod wezwaniem św. Antoniego – w czasach dzieciństwa Druha przekształcony z kościoła ewangelickiego na katolicki.
Z sypialnego okna młody Druh podziwiał z kolei „wyższy niż topole komin fabryki nici Guschwitza, ponoć jednej z największych w Europie”, zaś przez szyby kona w pokoju stołowym „widać było ruiny jakiejś fabryki a za nimi tory kolejowe, po których od czasu do czasu pędziły pociągi”.
Jerzy wspomina także, iż „przez otwarty lufcik okna wpadały do domu dźwięki rozmaite. Bicie dzwonów na mszę w «Antonim», wycie syren na fajrant w nowosolskich fabrykach, świst parowozów, ruszających z pobliskiej stacji kolejowej, parskanie koni na ulicy i klaksony nielicznych samochodów”.
Odnosząc się do wspomnień z tamtych czasów założyciel Łejerów wspomina także, iż w domu „na ścianie wisiało gadające i grające pudełko, które rodzice z ironią nazywali «kołchoźnikiem». Z boku miał on pokrętło do wyłączania i regulacji siły głosu. Było to pierwsze w moim życiu radio, z którego nadawano jedyny wówczas program. Najczęściej jednak milczało, rodzice nie chcieli go słuchać, a ja nie za bardzo rozumiałem, dlaczego”.
Jerzy opisuje także, iż wraz z rodziną pielęgnowali poniemiecki ogródek, który „z dnia na dzień” zmieniał się w „wielokolorowy, pachnący bukiet”. Druh wspomina nadto, iż wędrując ulicami miasta, odkrył „piękny pomysł Niemców: na wielu nowosolskich ulicach zakwitały drzewa-kwiaty, wiosną latem i jesienią. W maju szedłem z mamą ulicą Dzierżyńskiego pod baldachimem białych kwiatów dzikiej czereśni. W tym samym czasie ulica Zjednoczenia zakwitała wieloma gatunkami bzów. Chodziliśmy tam wieczorami całą rodziną, by raczyć się ich zapachami”.