Jak skorupka Jurka za młodu pięknem nasiąkała – fragmenty biografii dziecięcej JerzegoHamerskiego na tle sytuacji polityczno – społecznej Polski

Jerzy Hamerski jawi się współcześnie jako wybitny, niestrudzenie aktywny działacz społeczny i pedagog, który bardzo konsekwentnie dążył do zrealizowania wyjątkowej wizji edukacji zorientowanej ku dziecku, poświęcając tej misji całe swoje życie. Pedagogowi, który zaznacza często, iż „przyszedł na świat w czepku”, przyszło dorastać w bardzo trudnych czasach, gdyż urodził się w 14 stycznia 1944 roku, a więc jeszcze w okresie kończącej się II Wojny Światowej. Biografia Druha Jurka obejmuje burzliwy okres zakończenia działań wojennych, dzieciństwo i dorastanie w czasach totalitaryzmu, represji, kryzysów gospodarczych kraju, zniewolenia i odcięcia od świata, który w tym czasie rozwijał niezahamowanie demokrację. Jerzy Hamerski dzieciństwo przeżył w czasach, „gdy Sejm Ustawodawczy, wybrany w styczniu 1947 roku w sfałszowanych przez komunistów wyborach, przyjął 22 lipca 1952 roku konstytucję wprowadzającą nową nazwę państwa: Polska Rzeczpospolita Ludowa”. Druh, podczas kształtowania się źródeł idei dla stworzenia unikatowej do dziś w Polsce koncepcji pedagogiki „łejerskiej” doświadczał całej charakterystycznej dla „ludowej”, istniejącej w latach 1944–1989 Polski, prorosyjskiej polityki. Druh przeżył więc dzieciństwo, młodość i dorosłość w Polsce, która nie była w żadnym wypadku Polską suwerenną. 

Wyjaśnić w tym miejscu należy, szczególnie młodym czytelnikom, iż „w mówieniu o PRL ciągle jednak występuje dysonans: zdarzają się zwolennicy tezy, że – pomimo pewnej zależności od ZSRR – Polska rządziła się samodzielnie (zwłaszcza od 1956 roku) i przyniosła swym obywatelom wiele sukcesów, zarówno tych dotyczących kwestii życia codziennego jak też ogólnonarodowych (np. sportowych)”. Są jednak przeciwnicy tej tezy, którzy „wskazują na całkowite pozbawienie Polaków jakiegokolwiek wpływu na sprawujących władzę – przede wszystkim brak niezależnych wyborów”. Wielu historyków przychyla się do spojrzenia na ten okres w dziejach kraju jak na okres zaborów. 

Jak podkreśla Zbigniew Osiński: „Nadrzędnym celem perspektywicznym oddziaływania na młode pokolenia już w początkach tzw. Polski Ludowej uznano przekonanie do specyficznej wizji świata prezentowanej przez obóz władzy; przekształcenie świadomości Polaków w kierunku odejścia od światopoglądu religijnego na rzecz światopoglądu materialistycznego; wytworzenie akceptacji i wspierania ideologii marksistowsko-leninowskiej, socjalistycznej gospodarki, systemu sojuszy międzynarodowych opartego na dominacji ZSRR oraz systemu politycznego opartego na dominacji PPR/PZPR, a także celów strategicznych i bieżących posunięć politycznych, zarówno tzw. obozu socjalistycznego na świecie, jak i tzw. władzy ludowej w Polsce”. Komuniści rządzący w owym czasie Polską uznali, „że wychowanie jest podporządkowane potrzebom społecznym (a nie potrzebom jednostki), a o jego celach decyduje ustrój (a nie rozwój jednostki)”. Proces edukacji, której doświadczał jako młodych człowiek Jerzy Hamerski, miał na celu „odpowiednie ukształtowanie człowieka (przez szereg lat funkcjonowało hasło wychowania nowego człowieka, człowieka socjalizmu)”, który będzie „odgrywał określoną rolę społeczną i podejmował konkretne, akceptowane przez władze działania”. W związku z tym szkoła była silnie scentralizowana, „szczegółowo ustalono przebieg procesu wychowawczego i dydaktycznego, narzucając określone cele, treści, formy i metody” czyniąc ją samą także totalitarną lub przynajmniej autorytarną. 

Jak udało się uniknąć owej indoktrynacji Druhowi Jurkowi?

Jak twierdzi sam, choć uczęszczał do szkoły o silnie politycznym programie edukacyjnym, wręcz stalinowskiej, jednocześnie doświadczał ministrantury w kościele, który wybudowany był naprzeciw szkoły. Doświadczał możliwości dokonywania wyborów, uczony był przez rodziców krytycznego myślenia, autonomii intelektualnej, miał możliwość pozostawania sobą i rozwijania, choć w ograniczonym przez władze zakresie, własnych skrzydeł. Budował też osobiste doświadczenia w gronie innych dzieci, spędzając czas na zabawie, będąc często liderem, inicjatorem podejmowanych na podwórku zabaw, w tym także zabaw w teatr. Jerzy Hamerski zaznacza, że jego „dorosłe wejście w świat dzieci rozpoczęło się tak naprawdę na nowosolskim podwórku”, choć „w duszy zaczęło mu grać już w przedszkolu”. Druh stwierdza, iż należał „do nielicznej gromadki dzieci, które rwały się do publicznych prezentacji dziecięcych wierszyków i piosenek”. W szkole podstawowej. Hamerski pełnił funkcję tzw. etatowego aktora, który „kłaniał się rewolucji czapką do ziemi, po polsku”, nadto wystrojony w białą koszulę i czerwoną chustę stalinowskiego harcerza. Jak zaznacza: „w niedziele (pod silnym wpływem rodziców) przywdziewałem białą komżę i czerwoną pelerynkę ministranta, by gorliwie służyć do mszy. Swoista schizofrenia – takie były czasy”.

Gdy Jerzy Hamerski prezentuje swoją, jak mawia „książkę kucharską”, czyli przepis na pedagogikę łejerską, opowiada o dzieciństwie, teatrze i źródłach swojej niespożytej dotąd energii wyjaśniając zawiłe dzieje swoich rodziców oraz snując opowieść o tym, jak pomogli mu w uniknięciu indoktrynacji. 

Dwa domy

Jerzy Hamerski podkreśla, iż urodził się „w leju po bombie”, gdyż takim mianem określano dzieci urodzone w czasie wojny, urodził się także i we wspomnianym „czepku”, o którym zawsze mówi, iż był jego pierwszym kostiumem teatralnym. O swoich przodkach Jerzy pisze, jak na niego przystało, w nieco żartobliwym tonie, opisując historię dwóch domostw:

„Dawno, dawno temu, przed II Wojną Światową, w dwóch różnych zakątkach Polski stały dwa domy. Pierwszy to była leśniczówka, zwaną Dębiną, malowniczo położona wśród lasów niedaleko Wrześni w Wielkopolsce. Mieszkał w niej leśniczy Bronisław Hamerski z żoną Magdaleną i gromadką siedmiorga dzieci. Zdarzyła się w tym rodzinnym stadzie «czarna owieczka», Broniś, który nijak nie chciał dostosować się do obowiązujących w rodzinie reguł. Gdy mu w duszy zagrało, uciekał z domu z Cyganami na dni, a czasem i noce. Postanowił zostać artystą cyrkowym, najlepiej klaunem (bo tryskał humorem wybitnym). W stodole, pod sufitem, zmajstrował sobie przyrządy gimnastyczne. Rozwścieczony ojciec Bronisław połamał na Bronisiu fragmenty trapezu i oświadczył: «jak nie chcesz być leśniczym, będziesz szewcem lub fryzjerem – wybieraj!». Broniś zdecydował się na fryzjerstwo, pewnie z potrzeby zapewnienia sobie widzów”. 

Drugi dom historii rodzinnej przodków Jerzego Hamerskiego, pokryty był, jak przekonuje Druh, słomianą strzechą i „stał we wsi Zawada nad rzeczułką Wolburką, niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego”. W domu tym zamieszkiwała rodzina rolników, Antoniego i Małgorzaty Rybaków wraz z pięciorgiem ich dzieci. Wśród nich dla historii Jerzego szczególnie istotną staje się „Krysia, pogodna indywidualistka, uparciuch spod znaku Koziorożca. Wiodła prym wśród rodzeństwa, wymyślając ciągle nowe zabawy”. Owa Krysia „nie przepadała za pracami gospodarskimi, ciągnęło ją do miasta. Każdego ranka z ochotą wędrowała przez mostek na Wolburce, wśród mazowieckich wierzb, do szkoły w Tomaszowie, w której uczyła się celująco”.

W okresie, który opisuje w powyższy sposób założyciel Łejerów, świat mierzył się z okrucieństwem II Wojny Światowej. Gdy w dniu 1 września 1939 roku „Niemcy napadali na Polskę” wówczas to starszy szeregowy Bronisław Hamerski został wcielony do Armii Poznań, która ruszała w kierunku Warszawy. „Nad Bzurą, w okolicach Sochaczewa, bierze udział w słynnej bitwie przeciw przeważającym siłom hitlerowskiego najeźdźcy”. Bronisław Hamerski, „wraz z wieloma tysiącami polskich żołnierzy kampanii wrześniowej”, „został zapędzony do obozu jenieckiego na terytorium III Rzeszy, a potem zmuszony do niewolniczej pracy w gospodarstwie rolnym u niemieckiego bauera. W tym czasie siedemnastoletnią Krystynę Rybak Niemcy wywieźli z rodzinnej wioski na przymusowe roboty do fabryki nici w Hersfeldzie, przepięknym miasteczku w Hesji”.

Jeden dom

Krystyna i Bronisław poznali się i pokochali właśnie w Hesji. Opowieść o ich życiu, którą J. Hamerski zna z opowiadań Krystyny i Bronisława – jego rodziców – określa jako życie pośród pięknych krajobrazów, które jednak obciążone było piętnem wojny, „koszmarem, ciągłym zagrożeniem, miejscem upokarzającej, niewolniczej pracy. Nie można było pod karą śmierci słuchać radia, a racje żywnościowe nie wystarczały do przeżycia”. 

Druh Jurek swoją historię o „korzeniach” konkluduje w następujący sposób: „Właśnie wtedy w łonie matki pojawił się embrion, moje z wolna pulsujące życie, które musiało być przez wiele miesięcy ukrywane przed Niemcami, bo Polki praw macierzyńskich były pozbawione”.

Założyciel „Łejerów” przekonuje jednak, że choć urodził się jeszcze podczas wojny, bowiem w dniu 14 stycznia 1944 roku, jego rodzinie udało się przetrwać między innymi z tego względu, iż „wśród Niemców było wielu uczciwych i dobrych ludzi, którzy pomagali mamie i tacie”. Jerzy wspomina także, iż w roku 1944 wszechogarniający Europę „koszmar powoli się kończył. Coraz częściej na niebie widać było alianckie samoloty, zwiastujące koniec wojny. I nadeszła szczęśliwa Wielkanoc 1945 roku. Z masztów pospadały znienawidzone swastyki, na ratuszu wywieszono białe flagi, do Hersfeldu wkroczyli owacyjnie witani przez Polaków Amerykanie”.

Wraz z rodzicami młody Jurek zamieszkał w poniemieckich koszarach w mieście Wetzlar. Wiosną 1946 roku urodziła się siostra Jurka – Lila. Chrzest siostry Druh opisuje w następujący sposób:

„W ogromnym baraku Polacy urządzili prowizoryczny kościół, w którym odbyły śluby i chrzciny skojarzonych w Niemczech par, w tym Krystyny i Bronisława Hamerskich oraz ich dzieci Jerzyka i Lili. Wtedy rodzice musieli podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu: wyjechać do Stanów Zjednoczonych czy wracać do Polski? Największy problem miał tata. Przyjaciele odradzali mu powrót do kraju: «Nie o taką Polskę, Bronek, walczyłeś. Tam wszystko teraz pod sowieckimi rządami…»”. Jak dowiadujemy się z historii rodzinnej Druha Jurka – nostalgia i patriotyzm jego ojca wzięły górę i zarządzono powrót do Polski, a „Amerykanie zorganizowali transport – długi pociąg towarowy, świetnie dostosowany do podróży całymi rodzinami. Po wielu dniach dotarliśmy na Ziemie Odzyskane”. Jerzy Hamerski w swojej biografii nawiązuje w tym miejscu opowieści do piosenki rozpowszechnionej przed laty na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu, a opowiadającej o Polakach, którzy „po II Wojnie Światowej wędrowali z czterech stron świata na Ziemie Odzyskane, czyli ziemie zachodnie i północne Polski, które włączono do niej Układem Jałtańskim w 1945 roku” – „Szli na Zachód osadnicy”.

Gdy Jerzy miał trzy lata, rodzina Hamerskich osiadła w Nowej Soli, która wcześniej nosiła nazwę Neu Salz. Hamerscy zamieszkali w poniemieckim bloku przy ulicy, która z Hitlerstrasse przemianowana została na ulicę Kościuszki. O okresie tym Druh pisze:

„to mój nowy tajemniczy świat, w którym bardzo niedawno toczyła się wojna. Świadczyły o tym porozrzucane wszędzie niemieckie napisy i charakterystyczne hełmy, ślepe, wypalone okna w pustych jeszcze mieszkaniach, ruiny domów, wśród których poruszali się ludzie – inwalidzi wojenni bez rąk, bez nóg, ociemniali. W kuchni, w której jeszcze niedawno mieszkała niemiecka rodzina, był biały kaflowy piec z wielkimi blachami i fajerkami. Za oknem sypialni rosły, sięgające nieba, dwie strzeliste topole. Z przystawionego do niego w pokoju stołowym taboretu z ciekawością spoglądałem na podwórko, na którym w porzuconym przez wojnę wraku wojskowego volkswagena, bawili się starsi ode mnie chłopcy. Scena jak z «Amarcordu» Felliniego. Dla tych dzieciaków w przedwojennych, połatanych ubraniach, nierzadko uzupełnianych wojskowym umundurowaniem, ten samochód naprawdę jechał, uruchamiał wyobraźnię, przenosił w światy szczęśliwe, które im wojna zabrała”. 

Pomimo „powojennej scenerii” w Nowej Soli szybko „rozpoczęła się ludzka krzątanina”, a społeczność osadników dokładała wszelkich starań, by zorganizować swoje codzienne, całkiem nowe i niejako „odzyskane” po wojnie życie. Potrzeba owa zaowocowała powstaniem sklepów, fabryk, rozmaitych instytucji, zakładów rzemieślniczych, a także i fryzjerni, której założycielem był ojciec Jerzego – Bronisław. Fryzjernię tę Jerzy Hamerski przypomina sobie jako „miejsce magiczne”, w którym wraz z ojcem przebywał „godzinami wśród zapachu perfum, wód kolońskich, różnopachnących mydełek, strzykania maszynek do włosów i poświstu brzytew ostrzonych na wielkich pasach”. Druh opisuje, iż było to miejsce wesołe, gdyż wesołość tą powodował jego „tata” :

„Pamiętam, że do wielkiego wystawowego okna przyklejały się zaciekawione dziecięce nosy, płoszone przez tatę miotłą, po czym następowały piski, nosy znikały, by znów za chwilę powrócić na powtórkę zabawy”. 

Jednocześnie Jerzy wspomina, iż wesołość ta bywała czasem przerywana – „znikała, rozmowy milkły – następowała zupełnie niezrozumiała dla mnie cisza. Zaczynał się czas stalinizmu”.

Jesienią 1949 roku Jurek został przedszkolakiem. W historii opisanej przez Druha czytamy:

„Każdego ranka zbieraliśmy się przed ogromnym portretem pana z sumiastym wąsem i fajką, ubranego w biały wojskowy mundur. Dziękowaliśmy mu za świeże bułeczki na śniadanie i inne dobrodziejstwa. Był to generalissimus Józef Stalin, nasz wielki radziecki przyjaciel. Naprawdę nazywał się Soso Dżugaszwili i pochodził z Gruzji. Codziennie pani czytała nam przejętym głosem fragmenty książeczki pt. «Soso»”.

Jak wnioskujemy z opowieści Jerzego Hamerskiego, świat dziecka z czasów stalinizmu różnił się mocno od postrzegania rzeczywistości przez osoby dorosłe:

 „Któregoś popołudnia, gdy wesoło bawiliśmy się z maleńkim Frankiem, świeżo urodzonym braciszkiem, do domu wrócił tata. Był jakiś inny, zdenerwowany i nie dowcipkował jak zwykle. Zza pazuchy wyjął zawiniętą w gazetę książkę Melchiora Wańkowicza «Monte Cassino». Późnym wieczorem widziałem, przez uchylone drzwi do kuchni, pochylonych nad stołem rodziców, nucących po cichu «Czerwone maki pod Monte Cassino». Rano, idąc z tatą do przedszkola, opowiadałem mu z entuzjazmem o dzielnym Soso, tato patrzył na mnie z przerażeniem i bezradnością”.

Jako absolwent stalinowskiego przedszkola, Jerzy stał się uczniem Szkoły Podstawową imienia Zoi Kosmodemiańskiej, radzieckiej bohaterki promowanej przez propagandę systemu komunistycznego jako archetyp kobiety – działaczki i męczennicę poświęcającą swe życie w imię obowiązującej ideologii. 

W szkole, do której uczęszczał młody Druh, zorganizowano także typowe dla okresu stalinizmu harcerstwo, „będące prawie wierną kopią radzieckich pionierów”. Jak opowiada o tym harcerstwie Jerzy Hamerski, „jedynymi odznakami polskości było to, że zamiast pionierskiej gwiazdy, po przyrzeczeniu przypinano nam tzw. «czuwajkę» – zamiennik krzyża harcerskiego”. Z relacji J. Hamerskiego dowiadujemy się, iż umundurowanie przypominało pionierów – harcerze odziani byli w białe koszule i czerwone chusty. Każda klasa tworzyła zastęp podzielony na dwa zespoły. Jerzy Hamerski wspomina, iż pieśni śpiewane były wprawdzie w języku polskim, jednak wiele z nich należało do repertuaru radzieckiego i tłumaczone były z języka rosyjskiego. Młodzi harcerze spotykali się „z radzieckimi pionierami – dziećmi żołnierzy stacjonujących w okolicach Nowej Soli (Szprotawa, Legnica)”.

Pomimo świadomości Jerzego, że czasy, w których wzrastał miały niewiele wspólnego z normalnością polityczno – społeczną, przekonuje on, iż dla niego okres ten pozbawiony był tak zwanych „traumatycznych przeżyć”. Jerzy zaznacza, iż:

„Metody harcersko-pionierskie były bliskie wiekowi «koziołka», a formy artystyczne (śpiewy, ogniska, granie na instrumentach) to mój żywioł. Inaczej było z rodzicami, którzy nie do takiej Polski wracali z wojennego koszmaru w Niemczech. Pamiętam ich głęboki niepokój, ciągły lęk i wieczorne tajemnicze rozmowy w kuchni, których nie rozumiałem. Dochodziło też nierzadko między mną, a w szczególności tatą, do ostrych spięć”.

Jerzy przekonuje także, iż zasługą owego uniknięcia przez niego indoktrynacji było ciepło domowego ogniska, jakie stworzyli swoim dzieciom Krystyna i Bronisław:

„Moi kochani, mądrzy rodzice, mając świadomość indoktrynacji, jakiej byłem poddawany w szkole, stworzyli nam azyl w domu, w którym, parafrazując nieco Młynarskiego, można było śpiewać: «Nie ma jak u mamy, nie ma jak u taty, ciepły piec, cichy kąt…»”. 

I faktycznie, w domu państwa Hamerskich były owe piece w liczbie trzech, bowiem „wspomniany biały w kuchni, a dwa z brązowych kafli, sięgające sufitów, w stołowym i sypialni”. Jurek pisze z nostalgią, iż w domu było:

 „ciepło i wesoło. Lila miała swój dziewczyński świat lalek, ja zaś najczęściej urzędowałem pod kuchennym stołem, wędrując po różnych światach w wymyślonym samochodzie. Wspólnie bawiliśmy się «karuzelami», które powstawały z pokrywek do garnków uruchamianych w ruch jak bąki. Po południu wracał z pracy tata i było jeszcze weselej. A wieczorami, przed położeniem się do wielkiego rodzinnego łoża, mama ogrzewała dla nas przy piecu wielkie poduchy i pierzyny. Potem było hop do ciepłego wyrka i obowiązkowa bajka na dobranoc lub opowieści taty i mamy o ich rodzinach w okolicach Wrześni i Tomaszowa”.

Jerzy wspomina także, że o poranku lubił „zerkać z okien na miasto w oddali” dostrzegając przez szybę kuchennego okna „jak ponad dachami wystrzeliwała w górę walcowata ceglana wieża z zegarem, zwieńczona metalową koroną”. Wieżę tę posiadał kościół pod wezwaniem św. Antoniego – w czasach dzieciństwa Druha przekształcony z kościoła ewangelickiego na katolicki. 

Z sypialnego okna młody Druh podziwiał z kolei „wyższy niż topole komin fabryki nici Guschwitza, ponoć jednej z największych w Europie”, zaś przez szyby okna w pokoju stołowym „widać było ruiny jakiejś fabryki a za nimi tory kolejowe, po których od czasu do czasu pędziły pociągi”. 

Jerzy wspomina także, iż „przez otwarty lufcik okna wpadały do domu dźwięki rozmaite. Bicie dzwonów na mszę w «Antonim», wycie syren na fajrant w nowosolskich fabrykach, świst parowozów, ruszających z pobliskiej stacji kolejowej, parskanie koni na ulicy i klaksony nielicznych samochodów”.

Odnosząc się do wspomnień z tamtych czasów założyciel Łejerów wspomina także, iż w domu „na ścianie wisiało gadające i grające pudełko, które rodzice z ironią nazywali «kołchoźnikiem». Z boku miał on pokrętło do wyłączania i regulacji siły głosu. Było to pierwsze w moim życiu radio, z którego nadawano jedyny wówczas program. Najczęściej jednak milczało, rodzice nie chcieli go słuchać, a ja nie za bardzo rozumiałem, dlaczego”.

Jerzy opisuje także, iż wraz z rodziną pielęgnowali poniemiecki ogródek, który „z dnia na dzień” zmieniał się w „wielokolorowy, pachnący bukiet”. Druh wspomina nadto, iż wędrując ulicami miasta, odkrył „piękny pomysł Niemców: na wielu nowosolskich ulicach zakwitały drzewa-kwiaty, wiosną latem i jesienią. W maju szedłem z mamą ulicą Dzierżyńskiego pod baldachimem białych kwiatów dzikiej czereśni. W tym samym czasie ulica Zjednoczenia zakwitała wieloma gatunkami bzów. Chodziliśmy tam wieczorami całą rodziną, by raczyć się ich zapachami”.